czwartek, 31 lipca 2008

Original Play

Original Play, czyli Pierwotna Zabawa, uczy życia i działania z perspektywy stanu głębokiej, szczerej i akceptującej miłości do świata, ludzi i wszystkiego co żywe. Oferuje ona, zamiast walki, strachu, ucieczki i rywalizacji, wejście w stan pełnego bezpieczeństwa wewnętrznego – i pełnej akceptacji i bezpieczeństwa dawanych każdemu, z kim wchodzisz w kontakt.

Wychodząc ponad ograniczający dualizm 'walcz lub uciekaj', propagowany w grach i zabawach powstałych w ramach kultury, wychodząc poza dorosłą powagę i wymogi odnośnie zachowania, Original Play uczy zachowania opartego o miłość i docenienie drugiej osoby, oferując pełną wolność osobistą przy jednoczesnym udzielaniu jej drugiej osobie. Uczy życia wychodzącego poza układ 'zwycięzcy i przegrani' i codziennego stosowania tej metody.

Original Play jest niezwykle przydatne dla każdej osoby pracującej z ludźmi, zwiększając w ogromnym stopniu empatię, radość związaną z pracą z drugą osobą, umiejętność radzenia sobie z agresją płynącą z drugiej strony i przekształcania jej w chęć zabawy i współpracy.
Pokazuje nową, zdrowszą ścieżkę współżycia i współpracy z drugą osobą, prowadzącą do większego szczęścia i radości w życiu codziennym. Podkreśla ono istotę pełnego miłości dotyku w życiu codziennym – co jest istotne zwłaszcza w dzisiejszym świecie, który wypaczył istotę dotyku, sprowadzając go niemal wyłacznie do konteksów agresji i seksualności (do tego stopnia, że w niektórych Amerykańskich przedszkolach oskarża się pięciolatki o molestowanie seksualne, gdy z 'nadmiernym entuzjazmem' przytulają się do wychowawczyń – przykład który najlepiej wykazuje jak potwornie zniekształcone zostało zrozumienie bardzo istotnej roli dotyku w codziennym życiu).

Dr. Fred Donaldson, odkrywca Original Play, nauczył się tej metody pracy obserwując dzieci w przedszkolu – oduczając się przy nich 'dorosłych' nawyków zabawowych i ucząc się zabawy w której nie było miejsca na rywalizację, na selektywność, na przymus czy agresję – a jedynie na miłość. Swoją metodę sprawdził w praktyce – i dowiódł jej niezwykłej skuteczności – nie tylko w pracy z dziećmi (również dziećmi molestowanymi i autystycznymi, z którymi był w stanie nawiązać wspaniały kontakt), ale również z dzikimi zwierzętami (m.in. dzikimi wilkami, delfinami i niedźwiedziami) oraz w pracy resocjalizacyjnej z więźniami i członkami gangów. W każdej z tych sytuacji pełne miłości podejście Pierwotnej Zabawy przynosiło wspaniałe efekty.

Jak podkreśla sam Fred, „W Original Play nie chodzi o zabawę/radość. One mogą mieć i mają miejsce, ale są tylko dodatkiem. Tym, o co chodzi w Original Play jest dawanie i bycie obdarzanym miłością.”


--
Artur Król (www.krolartur.com) zajmuje się wspomaganiem ludzi we wprowadzaniu trwałych, skutecznych zmian w życiu osobistym i zawodowym, ucząc ich wolności na każdym poziomie - emocjonalnym, intelektualnym, społecznym, zawodowym i finansowym.

Atrykuł pobrany z serwisu Artelis.pl

Neuro-Kinestetyczn Integracja

Dr. Ron i Dr. Eddie Perry, to małżeństwo, które wykonało kolosalna pracę. Wykorzystując narzędzia modelowania (analizy i przejmowania umiejętności) jakie oferuje NLP, małżeństwo Perrych studiowało setki szkół pracy z ciałem – poczynając od metody Feldenkraisa, poprzez technikę Alexandra, dziesiątki metod masażu, akupunktury, akupresury, wszelkiego rodzaju bioenergetyki i bioterapii oraz wiele inych technik – łącząc je w jedno i wynosząc wspólne, najskuteczniejsze elementy tych szkół.

Ich ogromne doświadczenie i wypracowane przez wiele lat umiejętności pozwoliły im wykreować spójny system pracy z ciałem, oparty o kilka podstawowych zasad, który pozwala na uzyskanie niezwykłych efektów na poziomie relaksacji mięśni, zwiększenia elastyczności i rozciągliwości ciała, oraz przezwyciężenie wielu ograniczeń fizjologicznych wypracowanych poprzez lata nieprawidłowego wykorzystywania własnego ciała lub powstałych w wyniku wypadków i choroby. Ponadto, poprzez zmniejszenie nacisku na kręgosłup i połączenia nerwowe w ciele, NKI/PPT pozwala na praktyczne usprawnienie funkcjonowania ciała na wiele sposobów.

Inne możliwe zastosowania tej metody to:

* przyśpieszenie procesu gojenia ciała
* poprawne formowanie uszkodzonych kości poprzez wpływanie na nie wpływu dzięki zmienianiu napięcia mięśni (dzięki tzw. Prawu Wolfa)
* zwiększenie codziennej energii i jakości życia
* pogłębienie stanów relaksu i rozluźnienia dostępnych dla danej osoby
* zwiększenie swobodnego zakresu ruchu

NKI/PPT opiera się na kilku zasadach, pozornie prostych, jednocześnie dających nieoczekiwaną swobodę i elastyczność. Podstawą tej metody jest swobodny ruch, w obrębie strefy komfortu, całkowicie pozbawiony forsowania – jednocześnie, poprzez swobodne manipulacje we wszystkich trzech wymiarach przestrzeni, praktykanci NKI uczą się zwiększenia dostępnej sobie swobody ruchu i przenoszenia jej na ruchy wykonywane codziennie. Kolejnym ważnym aspektem jest minimalizacja ruchu – usunięcie zbędnych elementów i uproszczenie ruchów, jakie wykonujemy codziennie, zwiększając ich precyzję i wzajemną zgodność w naszym ciele i zachowaniach W końcu, NKI pracuje z naturalnie pojawiającymi się reakcjami na opór wobec mięśni, ucząc ciało napinania i relaksacji mięśni w odpowiednich momentach.

W moim osobistym doświadczeniu, NKI okazało się być jedną z najskuteczniejszych, najbardziej elastycznych i najgłębszych metod pracy z ciałem (obok Rosyjskiej Sistiemy), przynosząc zdumiewające rezultaty w niezwykle krótkim czasie, a długoterminowo pozwalając osiągnąć wyniki nawet osobom pozornie skazanym na dożywotnie ograniczenie mobilności. Podstawowa znajomość technik NKI okazuje się być niezwykłym atutem w życiu, znacząco zwiększającym komfort codziennego funkcjonowania oraz niezwykle pogłębiając możliwe do osiągnięcia stany relaksu i rozluźnienia.

--
Artur Król (
www.krolartur.com) zajmuje się wspomaganiem ludzi we wprowadzaniu trwałych, skutecznych zmian w życiu osobistym i zawodowym, ucząc ich wolności na każdym poziomie - emocjonalnym, intelektualnym, społecznym, zawodowym i finansowym.

Artykuł pobrany z serwisu Artelis.pl

Hipnoza

Hipnoza jest wszędzie – ale nie każdy o tym wie. Przeciętnej osobie, hipnoza kojarzy się z odzianym na czarno, tajemniczym dżentelmenem, machającym zegarkiem na łańcuszku przed oczyma podatnej na wszelkie sugestie i polecenia 'ofiary', albo przez dalekowschodnim guru, którego samo spojrzenie paraliżuje wszystkich wokół niego i czyni z nich bezwolne marionetki.

Ironicznie, ten obraz sam w sobie jest efektem hipnozy – hipnozy jaką oferuje jedno z najbardziej hipnotycznych urządzeń w historii ludzkości, telewizor. Prawdziwa hipnoza opiera się bowiem po prostu na umiejętności wywołania koncentracji uwagi drugiej osoby na określonym punkcie, ideii lub wyobrażeniu oraz podawania jej odpowiednich sugestii, które pomogą jej skuteczniej osiągnąć interesujące ją cele. Owszem, można to zrobić w bardzo popisowy sposób. Można to zrobić zegarkiem na łańcuszku, można nawet uzyskać ten efekt samym spojrzeniem, a w wypadku niektórych ludzi, wręcz samą obecnością. Istotą hipnozy jest jednak coś innego - „Hipnoza, to bycie świadomym tego, co Twoje słowa wywołują w głowie drugiej osoby” jak mawia Andrew T. Austin, jeden z najważniejszych współcześnie brytyjskich hipnoterapeutów.


Wbrew obawom wielu osób, hipnoza nie umożliwia zmuszenia drugiej osoby do dowolnego zachowania. Słynna anegdota opowiada o sytuacji, gdy pewien amerykański profesor zahipnotyzował studentkę przed salą pełną studentów, po czym został wezwany do telefonu. Jeden student natychmiast postanowił skorzystać z okazji, podszedł do studentki i naśladując głos profesora nakazał jej się rozebrać. W odpowiedzi, studentka natychmiast wyszła z transu i 'podziękowała' żartownisiowi siarczystym policzkiem.


Skoro więc hipnoza nie pozwala na zmuszenie drugiej osoby do określnoego zachowania, to do czego jest przydatna?


* Najbardziej podstawową funkcją hipnozy jest relaksacja i poprawa samopoczucia osoby przebywającej w transie.
* Kolejną istotną funkcją, jest ułatwienie komunikacji z podświadomością osoby, dzięki czemu możliwa jest zmiana różnych zachowań osoby, mających dobre intencje na poziomie podświadomym, ale prowadzących do zaburzenia jej świadomego życia.
* Bardzo istotnym jest zastosowanie hipnozy w pracy ze zdrowiem. Ernest Rossi, uczeń najsłynniejszego w historii hipnoterapeuty, Miltona H. Ericksona, wykazał szereg praktycznych zastosowań hipnozy w pracy ze zdrowiem, poczynając od znieczulenia bez potrzeby podawania leków (lub u osób odpornych na leki), a kończąc na tak poważnych kwestiach jak alergie, astma czy nawet wspomaganie terapii przeciwnowotworowej.
* Hipnoza daje osobie zahipnotyzowanej dostęp do zasobów i umiejętności, które kiedyś posiadała, a z których przestała korzystać, umożliwiając przeniesienie ich do współczesnego życia.
* Jak wykazały m.in. eksperymenty przeprowadzone przez Ericksona z pisarzem, Aldusem Huxleyem, ludzka pamięć jest nieskończenie bardziej pojemna i trafna niż zwykle się wydaje. Problemy pojawiają się nie na poziomie zapamiętywania danych, ale na poziomie ich przywoływania – hipnoza pozwala jednak to obejść, co doskonale oddają eksperymenty w których osoba w transie była w stanie idealnie, słowo w słowo, przypomnieć sobie treść dowolnego paragrafu na dowolnej stronie losowo wybranej książki, przeczytanej 10 a nawet 15 lat temu. Dzięki temu hipnoza stanowi wspaniałą metodę do pracy z usprawnieniem pamięci lub przywołaniem odległych, a istotnych dla danej osoby wspomnień.
* Hipnoza ułatwia wpływanie bezpośrednio na neurobiologię i neurochemię osoby w transie, pozwalajac na liczne zjawiska w rodzaju tzw. 'hipnotycznych stanów narkotycznych' – uzyskiwania efektów jak po przyjęciu substancji psychoaktywnych bez faktycznego ich przyjmowania. Zastosowanie tej metody – zarówno w pracy z uzależnieniami jak i w celu umożliwienia legalnej i bezpiecznej rozrywki – wydaje się być oczywiste.


Powyższe zastosowania stanowią jedynie pobieżny przegląd ogromnego potencjału jaki daje profesjonalnie zastosowana hipnoza w zmianie osobistej, pracy ze zdrowiem, pozbywaniu się ograniczających problemów i poprawianiu jakości życia. Prawdziwe możliwości tej technologii wciąż nie zostały jeszcze poznane i z każdym rokiem odkrywane są kolejne metody pracy, skutecznego i szybkiego wprowadzania w głęboki trans, wykorzystania codziennych stanów hipnotycznych, w jakie wchodzą ludzie m.in. podczas jazdy windą oraz nowe, niezwykłe zastosowania hipnozy w pracy, rozwoju i zabawie.

--
Artur Król (www.krolartur.com) zajmuje się wspomaganiem ludzi we wprowadzaniu trwałych, skutecznych zmian w życiu osobistym i zawodowym, ucząc ich wolności na każdym poziomie - emocjonalnym, intelektualnym, społecznym, zawodowym i finansowym.

Artykuł pobrany z serwisu Artelis.pl

środa, 30 lipca 2008

Core Transformation

Czy miałeś kiedyś wrażenie, że jest w Tobie kilka osób o zupełnie odmiennych pragnieniach? Jakaś część Ciebie chciała jeszcze dłużej pospać, a druga mówiła 'nie, trzeba iść do pracy!'. Jedna część mówiła 'idź do kina', druga 'idź na piwo z kumplami', a jeszcze inna 'po prostu posiedź w domu i odpocznij'? Czy było tak, że nawet gdy już podjąłeś decyzję, jakiś element Ciebie wciąż namawiał 'a może jednak to?'

Model Core Transformation, stworzony przez Connaire i Tamarę Andreas, traktuje te fragmenty Twojej osobowości, o tak odmiennych pragnieniach, jako rzeczywiste osobowości istniejące w Twojej podświadomości. Wszystkie pragną dla Ciebie dobrze – jednocześnie każda z nich ma nieco inną definicję tego, co to faktycznie znaczy 'dobrze' oraz jak do tego 'dobrze' można dotrzeć. Niektóre mogą przeszkadzać innym i blokować je w ich dążeniach – ponieważ ich własna ścieżka do 'dobrze' wymaga zablokowania działania innych części. Jeszcze inne mogą prowadzić poprzez, obiektywnie, bardzo szkodliwe zachowania – ponieważ z obecnej perspektywy odpowiedzialnej za zachowanie części, właśnie te zachowania stanowią najskuteczniejszą drogę do celu. Tak, dla przykładu, część której wartością jest bezpieczeństwo może wywoływać u osoby fobię przed przemawianiem do ludzi albo powodować ataki paniki – dzieki temu osoba będzie unikała takich sytuacji i w efekcie uzyska 'bezpieczeństwo'.

Core Transformation pozwala na nawiązanie kontaktu z częściami danej osoby i renegocjowanie ich zachowania – pokazując inne, zdrowsze metody osiągnięcia celów danej części. Jednakże, gdyby ograniczął się tylko do tego, nie różniłby się zbytnio od innych technik opierających się o renegocjację zachowań, takich jak Six Step Reframing znany z NLP....

Tym, co naprawdę wyróżnia Core Transformation, są tytułowe 'Core States', Stany Pierwotne – model Core zakłada – i założenie to potwierdza się w praktyce – że bierzące cele części stanowią jedynie środek do osiągnięcia wyższych wartości, które z koleji prowadzą do wartości najwyższych dla danej części. Taki ciąg wartości może być bardzo zróżnicowanej długości – czasem są to dwa elementy, niekiedy nawet dwadzieścia. Jednakże, tym co naprawde istotne, jest fakt, że najwyższe wartości części zawsze składają się na kilka wyjątkowo silnych, niezwykle głębokich stanów emocjonalnych, znanych jako Core States. Connaire Andreas wymienia pięć takich stanów, zaznaczając, że u różnych ludzi mogą w ich miejscu występować inne, podobne wartości. Te stany – takie jak poczucie absolutnej akceptacji, czy niezwykle głębokie poczucie szczęścia – są często opisywane przez użytkowników Core Transformation jako najgłębsze emocjonalne doznania w ich doświadczeniu. Jednocześnie, obok siły i głębi przeżycia, stany te mają dodatkową wartość: umożliwienie częściom osoby dotarcia do swoich docelowych Stanów Pierwotnych pozwala bowiem na ogromną zmianę jakościową w zachowaniu danej osoby. Ta przemiana umożliwia pozbycie się ograniczających problemów i zachowań dosłownie w mgnieniu oka, gdy funkcja jaką mają staje się zbędna i zostaje porzucona na rzecz lepszych, zdrowszych i bardziej praktycznych dla danej osoby rozwiązań.

Połączenie niezwykłej głębi doznań, jakie niesie ze sobą Core Transformation (jak to określił jeden z użytkowników tej metody „Niektórzy ludzie medytują 10 lat aby uzyskać stany, które Core oferuje w ciągu półgodzinnej sesji") z ogromną skutecznością w wywoływaniu szybkiej i trwałej zmiany osobistej, jakie niesie ze sobą ta metoda sprawiło, że w krótkim czasie stała się ona bardzo popularnym narzędziem pracy.

--
Artur Król (www.krolartur.com) zajmuje się wspomaganiem ludzi we wprowadzaniu trwałych, skutecznych zmian w życiu osobistym i zawodowym, ucząc ich wolności na każdym poziomie - emocjonalnym, intelektualnym, społecznym, zawodowym i finansowym.

Artykuł pobrany z serwisu Artelis.pl

wtorek, 29 lipca 2008

Style uczenia się. Znajdź sposób, by uczyć się szybciej i efektywniej

Odbierając informacje z otoczenia korzystamy ze wszystkich zmysłów. Jednak z czasem, u wielu osób jeden ze zmysłów wykształca się bardziej. Powoduje to, że właśnie dzięki temu jednemu zmysłowi odbierane bodźce są lepiej przez nas przyswajane i zapamiętywane. Determinuje on więc nasz styl uczenia się.

Dlaczego tak się dzieje?
Narządy zmysłów są połączone z mózgiem licznymi ścieżkami. Badania wykazały, że jeśli w miarę upływu czasu polegamy bardziej na jednym z nich, to pomiędzy nim a naszym mózgiem tworzy się więcej połączeń i są one bardziej rozbudowane. Dzięki temu, że liczba połączeń nerwowych się powiększa, dane narządy zmysłów działają lepiej, my chętniej korzystamy z nich ucząc się, a nasza nauka jest efektywniejsza. Nie lekceważmy więc naszych indywidualnych preferencji – dzięki nim możemy uczyć się szybciej.

Istnieją cztery główne style uczenia się: wzrokowy, słuchowy, dotykowy i kinestetyczny. Co to oznacza w praktyce? Mówiąc krótko: wzrokowcy uczą się patrząc, słuchowcy – słuchając, dotykowcy – łączą zdobywane informacje ze zmysłem dotyku i emocjami, kinestetycy natomiast angażują się aktywnie w proces uczenia się poprzez stymulację, eksperymenty, odgrywanie ról i ruch. Jak określić swój własny styl i jak dobrać odpowiednie metody uczenia się? Oto kilka ciekawostek dotyczących naszych zmysłów i umiejętności z nimi związanych.

Jaki jest mój styl?
Chociaż każdy z nas jest inny, osoby preferujące ten sam styl uczenia się, wykazują często wiele cech wspólnych. Identyfikacja stylu pozwala na znalezienie najlepszej metody nauki.

WZROKOWIEC
Jest wrażliwy na elementy wizualne otoczenia – kolory, kształty. Ma potrzebę przebywania w ładnym środowisku. Jest schludny, zwraca uwagę na wygląd zewnętrzny swój i innych ludzi. Łatwo się dekoncentruje, jeśli w jego otoczeniu panuje nieład. Dobrze zapamiętuje twarze.
Mówiąc opisuje kształt, wygląd, wielkość rzeczy, inną osobę lub miejsce, w którym się znajdują, lub które widzieli. Mówi szybko, utrzymując z rozmówcą kontakt wzrokowy. Używa często słów takich jak: widzieć, patrzeć, spójrz, popatrz, wyobrażać, perspektywa, pokaz, obraz, wygląd, obserwować, horyzont, mglisty, kolor.
- „widzę teraz jak do tego doszedłeś”
- „to wygląda mało przejrzyście”
- „wyglądasz na zmęczoną”
- „to wygląda bardzo interesująco”
Najlepiej zapamiętuje to, co zobaczy w postaci materiałów graficznych, tekstów, zdjęć, filmów, programów komputerowych, prezentacji, wykresów.
Wszystko, co zostało wydrukowane i narysowane zostaje automatycznie przyswojone, przetworzone i zapamiętane. Nie przeszkadza mu w nauce muzyka, czy odgłosy rozmów, ale wizualna dezorganizacja, nieład i niepasujące do siebie szczegóły wyglądu otoczenia bądź osoby skutecznie wytrącą go z równowagi i nie pozwolą się skoncentrować, dopóki niedoskonałość nie zostanie poprawiona.

SŁUCHOWIEC
Jest elokwentny. W kontakcie z inną osobą zwraca uwagę na jej imię, nazwisko, dźwięk głosu, sposób mówienia i oczywiście to, co mówi. Przedłużony kontakt wzrokowy jest dla niego rozpraszający. Potrzebuje nieustannych bodźców słuchowych. Jeśli przez dłuższy czas przebywa w ciszy – sam wytwarza dźwięki (nuci, śpiewa, gwiżdże, mówi do siebie).
Mówi dużo i rytmicznie. Ma przyjemny głos. Manipuluje tembrem głosu w trakcie mówienia. Zwykle opisuje dźwięki, głosy, muzykę, efekty dźwiękowe, hałas w otoczeniu. Bardzo szczegółowo opowiada o tym, co mówią inni. Używa słów: cichy, głośny, brzmieć, słuchać, głos, odgłosy, dźwięk, hałaśliwy, rozmawiać, harmonia, słyszeć, itp.
- „ten pomysł brzmi interesująco”
- „słuchaj”
- „jak ci się z nim rozmawiało?”
- „był za duży hałas”
Łatwo uczy się języków obcych. Pamięta to, co usłyszy, lub sam opowie. Najchętniej uczy się w grupie bądź z drugą osobą, poprzez zadawanie pytań i odpowiedzi na nie. W trakcie nauki potrzebuje ciszy. Muzyka, bądź jakiś hałas rozprasza go.

DOTYKOWIEC (czuciowiec)
Posiada wysoką wrażliwość na doznania fizyczne oraz uczucia własne i innych. Zwraca uwagę na komunikację pozawerbalną: wyraz twarzy, język ciała, tembr głosu. Silniej odbiera emocje innych niż wypowiadane przez nich słowa.
Podczas rozmowy, utrzymuje kontakt wzrokowy z rozmówcą, by odczytać wyraz jego twarzy. Często gestykuluje, zachowuje się bardzo ekspresyjnie. Wyraża się poprzez ruch rąk i komunikację niewerbalną. Opisuje swoje samopoczucie, doznania fizyczne i emocje. Używa słów takich, jak: czuć, zimno, ciepło, twardy, miękki, świeży, pachnący, cierpieć, cieszyć się, bać się, mieć wrażenie, lubić, itd.
- „czujesz to?”
- „lubisz to uczucie?”
- „gładko sobie z tym poradzimy”
- „czuję, co masz na myśli”
Zapamiętuje treści działające na emocje. Jeśli coś zanotuje, naszkicuje bądź narysuje, lepiej to przyswoi. Koncentruje się na zadaniach umysłowych, gdy trzyma coś w dłoniach, szkicują, używa klawiatury komputera, bawi się włosami, przedmiotami. Często jednak nie potrafi odciąć się od negatywizmu i uczuć innych. Nie pozwala to mu skupić się na zadaniu i całkowicie dekoncentruje.

KINESTETYK
Potrzebuje dużo przestrzeni, gdyż lubi dużo i często się poruszać. Siedząc na krześle zwykle kołysze się lub porusza nogami. Lubi zmieniać miejsce, podróżować. Jest wyczulony na ruch i działanie w otoczeniu. Zorientowany na cel i pragmatyczny.
Mówi niewiele i lakonicznie, za to często gestykuluje. Szybko przechodzi „do konkretów”. Używa słów opisujących działanie: robić, jechać, załatwiać, organizować, ruszać się, piąć się w górę, posuwać się do przodu, najlepszy, szybko.
- „weźmy sprawy we własne ręce”
- „trzeba stąpać twardo po ziemi”
- „czy chwytasz, w czym rzecz?”
- „Trzymam rękę na pulsie”
Kinestetyk zapamiętuje nowe treści poprzez zaangażowanie w aktywność ruchową. Najlepiej, gdy towarzyszy temu współzawodnictwo. Lubi dotykać przedmiotów, manipulować nimi. W czasie nauki wskazane jest, by robił częste przerwy i wykorzystywał je na ćwiczenia fizyczne lub przemieszczanie się.
Pomimo iż sami potrzebują ruchu, by się uczyć, ruch innych rozprasza ich i dekoncentruje.

Jak się uczyć?
Gdy już zidentyfikujemy swoje preferencje w zakresie uczenia się, możemy dobrać odpowiednie metody i materiały, które pomogą nam w osiągnięciu celu. Wiadomo, że nie zawsze jest to możliwe. Ale możemy sobie pomóc przekształcając dostępne pomoce naukowe na bardziej przystępne dla nas samych. Na przykład, materiały drukowane, które są idealne dla wzrokowców, słuchowcy mogą czytać na głos, dotykowcy – przepisać lub na bieżąco robić notatki (dobrą formą będą mapy myśli – wiążą one pojęcia i fakty z osobistymi odczuciami, skojarzeniami, emocjami), a kinestetycy odtwarzać słowa lub wizualizować akcję.

Wszystko zależy od naszej kreatywności i dobrej woli. Ważną rolę odgrywa również pozytywna motywacja oraz dostosowanie otoczenia, w jakim się uczymy do naszych wymogów. Warto również poćwiczyć pamięć, przecież to ona pozwoli nam zmagazynować nowe informacje i odtworzyć je we właściwym momencie. Tak przygotowani bez trudu opanujemy nowy materiał i zdamy każdy test.


Artykuł pobrany z serwisu Artelis.pl
Autorem jest Marika Marcinkowska

Cel uświęca środki?

Cel uświęca środki?
Gdybyś mógł wyeliminować głód na całym świecie zabijając jednego zupełnie niewinnego człowieka, zrobiłbyś to?

Zanim przejdę dalej, poświęć chwilę swojego czasu żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie.
A ja w międzyczasie będę pisała blablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablblablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablablabl żebyś nie miał pokusy czytania tekstu.
Czy twój cel uświęca środki? Czy masz w ogóle jakiś nadrzędny cel w życiu? Wiesz, po co żyjesz? Bo chyba nie po to, aby spać, jeść, zarabiać, wydawać, wydalać, oglądać TV, złościć się, kochać, pocić na siłowni, starzeć wbrew sobie, udawać, wstawać o 7-ej, jechać, wracać, być… Pośrednio jesteśmy tu właśnie po to. Aby doświadczać. Ale czy wiesz, o co chodzi w twoim życiu. Po co jesteś na planecie Ziemia? Czemu ma służyć twoje życie? Nie myśl, że jestem mądrzejsza od ciebie. Zadaję to pytanie, bo sama nie znam na nie odpowiedzi. Jeśli czytasz ten tekst, to znaczy, że i w twoim życiu pojawił się czas, kiedy to jesteś gotów na zadanie sobie tego pytania. W naszym życiu ważniejsze są pytania aniżeli odpowiedzi.

Co chcesz osiągnąć za rok? Za 5 lat? Kim chcesz być za 10? Czy wiesz dokładnie, czy raczej zostawiasz to losowi? Zastanawiasz się, po co chcesz osiągać swoje cele? Dlaczego zależy ci, aby stać się kimś? Co jest powodem i ku czemu zmierzasz? Co ci to da? Jak się będziesz z tym czuł? Dlaczego chcesz się czuć w określony sposób?

Homo Sapiens – jesteśmy tacy delikatni i tacy prymitywni zarazem. Ten tekst też jest prymitywny. Powiedzmy to otwarcie.
Nasza genialność polega na naszej różnorodności i wolnej woli. Każdy z was, czytających ten tekst może zrozumieć go na swój sposób. Może zwrócić uwagę na określony akapit, zdanie, słowo i mieć kompletnie różne konotacje w związku z nim, inne skojarzenia, inne wspomnienia, inne wnioski. Co więcej, ja sama za rok, kilka miesięcy, za chwilę przeczytam ten tekst i zmienię go lub wykasuję, albo wyślę bez zastanawiania i niezbędnej korekty. Nie wiem, którą wersję czytasz. Wiem jedno: jeśli go czytasz, to jakaś część ciebie obudziła się z uśpienia i zaczęła zadawać pytania.
Jak mogę osiągnąć to, co chcę osiągnąć i właściwie, co chcę osiągnąć?

Jeśli zaczniesz zadawać sobie pytania, znajdziesz na nie odpowiedzi. W ten czy inny sposób, teraz lub później będzie ci dane zrozumieć i znaleźć rozwiązanie. Sztuką jest zadawanie pytań. Kto żyje z dnia na dzień, automatycznie wypełniając swój dzień codziennymi zadaniami ten skazuje siebie na automatyczne życie. Nikt, tylko my sami możemy się z tego wyzwolić.

Matrix jest naszym wytworem. Sami go stworzyliśmy na własny użytek. Ale zdaje się, że wymknęło się to nam spod kontroli. Czy to znaczy, że należy się bać Matrixa? Jak chcesz to się bój. Jeśli chcesz – wykorzystaj go lub zmień. Matrix to ty.

--
Beata Markowska
www.personaldevelopmentcentre.eu

--
http://www.solaris-rozwojosobisty.pl/

Artykuł pobrany z serwisu Artelis.pl

sobota, 26 lipca 2008

Dokąd płynie Twój statek kapitanie ?

Czy potrafisz odpowiedzieć bez dłuższego zastanawiania na pytanie czego chcesz od życia i do czego dążysz ?

Odpowiedź na to jest bardzo ważna gdyż decyduje o tym, jak będzie wyglądało Twoje życie za jakiś czas. Przyszłość to nic innego jak dzisiaj za jakiś czas, to co robisz dzisiaj i robisz to już od jakiegoś czasu dostaniesz w przyszłości.

Dlatego tak ważne jest aby zadbać o dzisiaj po to aby mieć lepsze jutro. Wszystko to co robisz oraz to czego nie robisz będzie miało swoje odbicie w przyszłości. Więc jeśli nie masz sprecyzowanych celów na przyszłość oraz planu działania który realizowałbyś w teraźniejszości jesteś jak kapitan statku który stoi za sterami z zawiązanymi oczami. Dokładnie tak, Twoje życie jest jak okręt a Ty jesteś jego kapitanem i trzymasz ster. Jeśli nie wiesz dokąd chcesz dopłynąć to jaka jest szansa, że trafisz na rajską wyspę ?

Odpowiem Ci: taka sama jak to że, rozbijesz się o skały albo trafisz na wyspę ludożerców. Otwórz oczy, chwyć za ster i kieruj się na rajską wyspę.

Proponuję Ci ćwiczenie, zamknij oczy i spójrz na swoje życie z perspektywy innej osoby, oczami bezstronnego obserwatora.

Co widzisz ?
Czy jest to szczęśliwy człowiek którym chciałbyś być ?
Czy jest to osoba której mógłbyś pozazdrościć fajnego życia ?

Teraz wróć do swojego ciała i zrób następna rzecz. Wybiegnij w wyobraźni do przyszłości, zobacz jak będzie wyglądało Twoje życie za 5;10;15;30 lat jeśli dalej będziesz kontynuował ten schemat według którego żyjesz dzisiaj.
Czy jesteś zadowolony z tego obrazu ?
Co zobaczyłeś, czy jesteś na nim szczęśliwy, czy odpowiada Ci ten obraz ?
Jeśli tak to gratuluję, znaczy to, że jesteś na właściwej drodze. A jeśli nie, to nie uważasz, że może czas na małą zmianę ? Na co liczysz ? Na wygraną w toto-lotka, spadek po babci, dżina z lampy ? Jeśli teraz, właśnie w tej chwili nie zrobisz czegoś aby zmienić swoje życie to nie oczekuj, że za 5 czy 10 lat wydarzy się cud który zamieni Twoje życie w raj.

Tylko TY możesz to zrobić a im wcześniej zaczniesz tym lepiej i tak już dość zmarnowałeś czasu.

Jest taka dziwna opcja, że ludzie robią ciągle to samo a oczekują innych rezultatów.
To tak jak by próbować wbić gwóźdź kartonowym młotkiem. Uderzasz raz i gwóźdź ani się ruszył, więc uderzasz drugi i trzeci i czwarty raz i za każdym razem coraz mocniej zamiast po prostu po pierwszym razie zmienić młotek. Jeśli robisz coś co nie działa nie rób tego intensywniej i dłużej tylko zacznij robić coś innego. Ludzie narzekają na swoje życie, na swoją pracę a mimo to przez kilkanaście lat nie przyjdzie im do głowy, że mogą mieć inną pracę, że mogą mieć inne życie ale to wymaga zmiany w dotychczasowym postępowaniu.

Jeśli chodzi o motywację to możemy rozróżnić motywację OD i motywację DO.
W powyższym ćwiczeniu kiedy kazałem Ci wyobrazić sobie co się stanie w przyszłości jeśli nie ruszysz dupska żeby coś zmienić w swoim życiu zobaczyłeś prawdopodobnie nie zbyt miłe obrazy siebie i bardzo dobrze jeśli były to obrazy tak odrażające, że nawet teściowej byś takich nie życzył. To jest motywacja OD. Na przykład nie masz ochoty iść na studia ale wiesz, że jak nie pójdziesz do zgarną Cię w kamasze, więc masz motywację OD, od wojska.

Drugi rodzaj motywacji to motywacja DO, czyli nie chce Ci się studiować ale wiesz, że jeśli pójdziesz na studia to np. poznasz mnóstwo fantastycznych ludzi, dowiesz się wielu fascynujących rzeczy.

Wykonaj teraz ćwiczenie na motywację DO, ponownie będziesz musiał użyć swojej wyobraźni. Pomyśl sobie: gdybym znalazł lampę z dżinem i mógł życzyć sobie wszystkiego (3 życzenia wymyślono na potrzeby kina, tak naprawdę Dżinowie nie mają limitów) to czego bym chciał ? Jak wyglądałoby wtedy moje życie, jak bym się zachowywał, jak bym się czuł, co bym robił na co dzień ? A co bym robił za 5;10;…30 lat ? Popuść wodzę fantazji, niech to będzie najlepsze życie jakie możesz sobie wyobrazić, pamiętaj – jedynym ograniczeniem jest Twoja wyobraźnia. Kiedy już nacieszysz się tymi cudownymi widokami wróć tutaj a zdradzę Ci sekret.


Już jesteś ? Dobrze, i jak było ? Podobało Ci się, chciałbyś mieć takie życie ?
Więc przygotuj się na niespodziankę, otóż MOŻESZ !! Tak, możesz je mieć i to nie jest wygrana w audiotele, nie zapłacisz od tego podatku i nie musisz nawet wysyłać żadnego sms’a, ono jest do wzięcia tu i teraz wystarczy wyciągnąć po nie rękę !!

Musisz wiedzieć, że Dżin istnieje. Nie mieszka on co prawda w lampie ale istnieje a jest nim Wszechświat. Tak, to on spełnia Twoje życzenia i robi to każdego dnia ! Ty każdego dnia, świadomie lub nie, życzysz sobie czegoś i dostajesz to. Kiedy budzisz się rano i mówisz „o kurwa kolejny chujowy dzień” zgadnij co ? „Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem” pomyślał Dżin i pstryk dostajesz o co prosisz. Twoje życie jest odbiciem Twoich myśli. Dlatego warto życzyć sobie wszystkiego co najlepsze i oczekiwać wszystkiego co najlepsze zamiast wiecznie narzekać.

Dlatego teraz weźmiesz kartkę papieru, coś do pisania i spiszesz swoje marzenia, które następnie potraktujemy jak plany z terminem realizacji. Podam Ci kilka przykładów jak ma wyglądać ta lista:
- chcę zarabiać dużo kasy
- chcę mieć Mustanga z 1966 roku
- chcę pojechać na wakacje na Bora-Bora
- chcę mieszkać w dużym domu

Teraz pora poddać listę życzeń małemu tuningowi. Bo widzisz, nasza podświadomość w całej swej nieskończonej genialności nie odróżnia rzeczywistości od myśli. A bardziej konkretnie, jeśli na przykład wyobrazisz sobie piękną modelkę opalającą się na plaży topless to reakcja w spodniach będzie taka sama jak byś właśnie mijał ją będąc na tej plaży naprawdę.

Dlatego właśnie aby przyciągnąć do swojego życia wszelkie pomyślności które sobie wymarzyłeś musisz je spisać w czasie teraźniejszym tak jak już by się wydarzyły.
Czyli zamieniamy – chcę zarabiać dużo pieniędzy – zarabiam dużo pieniędzy.

Czas na etap drugi, napisz swój cel, marzenie a pod nim odpowiedź na następujące pytania :
- dlaczego tego chce ? jakie będę miał z tego korzyści ?
- co się stanie gdy już zrealizuję swój cel, jak się wtedy będę czuł ?
- jak mogę zrealizować ten cel ? co mogę zrobić już dziś aby się do niego przybliżyć ?

Przeanalizujmy to na przykładzie zarobków.
Korzyści:

Będę mógł sobie pozwolić na zaspokojenie wszystkich zachcianek; będę mógł sprawiać radość moim bliskim; będę mógł rozwijać swoje pasje; będę mógł zwiedzić świat; będę mógł żyć wygodnie i bez zmartwień.
Co się stanie po:
Będę czuł się szczęśliwy, spokojny o przyszłość, itd. – przypomnij sobie jak się czułeś kiedy robiłeś ćwiczenie.

Plan realizacji:

To jest bardzo ważny punkt. Określając swoje marzenia i ukierunkowując swoje myśli na ich realizację wysyłasz sygnał do Wszechświata który teraz będzie dopasowywał rzeczywistość do Twoich myśli. Ale nie oczekuj, że wystarczy abyś zamknął się w domu na miesiąc czasu i przez 24 godziny wyobrażał sobie jak śmigasz swoim pięknym Mustangiem aby pewnego dnia zmaterializował się on w Twoim garażu.

Aby dostać nagrodę musisz wyjść z domu i odebrać ją osobiście. To tak jak byś dostał numery toto-lotka które wygrają najbliższą kumulację, ale aby wygrać musisz jeszcze skreślić kupon w kolekturze. Czyli musisz wykazać się działaniem !

No cóż, może i dżin Alladyna był praktyczniejszy ale za to miał tylko 3 życzenia.

Tak więc teraz zastanów się jakich zmian musisz dokonać, co musisz zacząć robić może już od teraz, od zaraz aby małymi kroczkami przybliżyć się do wielkiego celu. Nikomu nie da się wnieść dwu tonowego głazu na ostatnie piętro Pałacu Kultury i Nauki…chyba, że rozbije go na małe kawałeczki które z łatwością uradzi i zaniesie pojedynczo.
Dlatego rozbij swoje cele na mniejsze, jeśli chcesz mieć duży dom zastanów się czego będziesz potrzebował, sprecyzuj jaki dom, jak duży, jak duża działka, ile pięter, w jakim miejscu, ile to będzie kosztowało. Odpowiadając na te pytania dostaniesz wskazówki jakie warunki musisz spełnić aby ten cel zrealizować. Następnie skup się na tych punktach, jeśli okaże się, że potrzebujesz milion złotych a dzisiaj jesteś w stanie odłożyć 200 zł miesięcznie to zadaj sobie kolejne pytanie: jak mogę zdobyć potrzebne pieniądze. Zadawanie pytań jest bardzo ważne. Bo kiedy zadajesz pytania to Twoja podświadomość podsuwa Ci odpowiedzi i stwarza różne okazję. Naucz się je dostrzegać.

Kolejna ważna sprawa – wyznacz termin realizacji. To bardzo ważne abyś wiedział, kiedy chcesz swój cel osiągnąć. Niech to będzie realny termin, nie wyznaczaj sobie, że w ciągu roku postawisz dom za milion złotych ale nie mów sobie, że np. „zanim umrę będę miał dom za milion” bo na co Ci ten dom na tydzień przed śmiercią. Wyznacz sobie np. 5 lat, jeśli będziesz miał poślizg o rok lub dwa to przecież nic się nie stanie bo w końcu cel i tak osiągniesz a przecież to się liczy.

Teraz kiedy już wiesz czego chcesz i wiesz jakie przyniesie Ci to korzyści oraz jesteś w stanie sobie wyobrazić jak cudownie będziesz się czuł kiedy to się już spełni a na dodatek masz szczegółowy plan działania to każdy kolejny dzień będzie kolejnym krokiem na drodze do Twoich marzeń. Tak więc do dzieła !!


--
http://www.tomeczek.pl

Artyuł pobrany z serwisu Artelis.pl
Autorem jest
Tomasz Stelmach

Pierwotna rana

Pierwotna rana to nasz ból egzystencjonalny wokół którego zbudowaliśmy całe nasze życie. Wygląda na to, że 99% społeczeństwa otrzymało w dzieciństwie taką ranę, która kształtuje późniejsze całe życie. Te rany to zazwyczaj ból odrzucenia, ból rozłąki. To kopniak w serce młodego człowieka od najbliższych. Całe to zdarzenie młoda psychika obudowuje później skomplikowanym system obronnym i stara się zapomnieć o tym wszystkim i generalnie jej się to udaję. Nigdy nie wiemy co nas boli i dlaczego, po co. Za to doskonale są widoczne efekty tego kopniaka. Nieśmiałość, bierność. agresja, strach, niemoc, brak wizji, celu - marne życie. Cały wic polega na tym aby poznać ten problem i go uzdrowić. Spojrzeć na niego nie oczami małego nierozumiejącego dziecka tylko oczami świadomej, pełnej miłości osoby, która na dodatek wie, że to było dla niej na danym etapie najbardziej odpowiednie i niesie ze sobą skarby.

Odkryć takie rzeczy nie jest łatwo. Wymaga to wielkiego serca i chęci i… odwagi. Zazwyczaj gdy się sięga do tej rany pojawia się wielki ból, strach, rozpacz… ogromne emocje targają człowiekiem. Takie, że po prostu chce się uciec i nic z tym nie zrobić. W końcu żyje się już tyle lat i jakoś się z tym nauczyło żyć więc… ale uwolnienie się od swego pierwotnego bólu, od przyczyny wszelkich problemów, zachowań, reakcji i zrozumienie swego życia jest tak diametralną i radykalną zmianą życia, że każdy jak już to zrobi to się wręcz zachwyca i bije się w głowę dlaczego do tej pory tego nie zrobił. Jak mógł tak długo żyć w takich katuszach?

Raną może być na przykład odrzucenie w dzieciństwie przez Ojca. Jest to najczęstsza przyczyna naszego pokręconego życia. Ojcowie w Polsce i chyba też na świecie, nie zdają sobie sprawy jak wielką rolę pełnią dla swych dzieci. Ojciec odpowiada za uziemienie, za poczucie bezpieczeństwa, za kontakt z rzeczywistością, twórczość, kreatywność i… moc, siłę. Oczywiście, że z pustego i Salomon nie naleje, więc problem jest wielopokoleniowy. Ojcowie szli na wojny i ginęli, dzieci się wychowywały same bez odpowiednich wzorców, popełniały błędy, nie nauczone miłości przekazywały swą niewiedzę dalej i tak się temat pogłębia. Obecnie większość ojców i matek to też wystraszeni ludzie, oderwani od Rzeczywistości i przeświadczeni o swej samotności o konieczności walki o przetrwanie i życie płodzą takich samych jak oni. A w tych czasach się to wyjątkowo nasila.

Zadana rana odrzucenia sprawia, że młody człowiek zaczyna sobie myśleć: coś ze mną jest nie tak skoro nawet najbliżsi mnie nie kochają, skoro nie chcą ze mną rozmawiać i mnie unikają, jestem jakiś trefny, wybrakowany, coś jest ze mną nie tak… a ponieważ tak myśli więc i tak się też staje… Brak świadomości u rodziców sprawia, że nie dostrzegają przyczyny problemu tylko widzą skutek - jego autodestrukcje, jego zaniżone poczucie własnej wartości, słabe wyniki w szkole, jego niegrzeczność, bunt, jego nieśmiałość, bierność i brak aktywności - życia. Co się dzieje? Zamiast dostarczyć tego czego brak - miłości i zainteresowania, ciepła i życzliwości, przyjaźni, oni dorzucają mu obowiązków, może karzą, robią awantury i wyrzutu, młoda psychika robi się jeszcze bardziej zamknięta i zatwardziała. Problem, pierwotna rana jest już tak głęboko zakopana, że nie widać jej zupełnie. Nie wie o niej nikt. Widać tylko jej skutki…

Wyjście znajdzie się jeżeli rodzice się zorientują, przeczytają jakiś artykuł, posłuchają jakiejś audycji, obejrzą coś w telewizji, coś, co zmieni ich patrzenie na tę sytuację i zaczną odkręcać temat. Choć ranę taką głęboką, w dziecięce serce ciężko bardzo jest odkręcić bez prawdziwej miłości, a do takiej prawdziwej miłości trzeba chyba dorosnąć. Nie każdy jest zaraz po urodzeniu na takim etapie życia, aby mógł widzieć w takich wibracjach sprawę. Jeżeli nie, to musi to wypracować czyli rozwijając się i zdobywając wiedzę i doświadczenia życiowe, wykształcić w sobie umiejętność kochania bezwarunkową, czystą miłością. Otwierać się na Nią. Jest Ona zdecydowanie inna niż ta, którą się obdarzają zakochane pary. Taka miłość świadoma jest właśnie uzdrowieniem dla każdej rany i jeżeli jej światło prześwietla sytuację, związek to wszystko staje się jasne i nic nie boli. Zgłębienie takiej miłości jest naszym życiowym celem.

Pierwotna rana - ból istnienia wywiera wpływ na całe nasze życie i jest to wpływ nieświadomy. Determinuje nasze związki, wybory, pracę, warunki w domu, szkole, na urlopie, wszędzie i zawsze. Jest to główny program naszego życia i z nim musimy się zmierzyć, jeżeli chcemy prawdziwie żyć.

Zazwyczaj tej części siebie unikasz, wstydzisz się jej. Starasz się nie wywoływać sytuacji, które by mogły ją przypomnieć ale ona cały czas o sobie daje znać, bo takie jest nasze życie, że wszystko co brudne dąży do oczyszczenia, wszystko co nieświęte do uświęcenia i całe nasze życie do tego zmierza. To, że żyjesz sobie spokojnie, pomimo wielkiej Twej rany, właśnie odrzucenia ze strony ojca, świadczy tylko o tym, że zablokowałeś się na zmiany i nie chcesz nawet słyszeć o nich. Odcinasz się i barykadujesz na swojej wierzy pozorów do póki Cię jakaś choroba nie powali. W takich przypadkach świat działa albo przez chorobę Twoją lub Twych najbliższych albo przez jakieś nieszczęście, bankructwo, rozwód, cokolwiek co tylko jest w stanie Tobą wstrząsnąć i sprawić, że zaczniesz szukać odpowiedzi i zadasz pytanie… po co?

I wstydzisz się części siebie i pogardzasz nią widząc ją w innych ludziach. Projektujesz swój ból na innych widząc na nich swoje grzechy, przywary to wszystko czym tak pogardzasz. Obwiniasz, oskarżasz, poniżasz, a to wszystko robisz tak naprawdę sama sobie, sama siebie oskarżasz i niszczysz powodowana właśnie tym pierwotnym, nieuleczonym bólem. Pętla się zaciska, sił zaczyna brakować, jesteś sama na swej wierzy, opuszczona jak niegdyś przez swego ojca, zdradzona przez wszystkich, sama, dzielna, romantyczna, walcząca…. ginąca za swe ideały, kupione od najbliższych, którzy sami przez nie umarli. Brakło Ci miłości w dzieciństwie co wywołało Twoje przeświadczenie o tym, że świat jest okrutny i zły i że życie w nim to samotna walka i że na pewno zginiesz. Sprawia Ci ono jednak pewną satysfakcję. Tak, przecież masz rację. To jest radość i pociecha. Tonący brzytwy się chwyta. Jednak nie jestem taka zła, bo mam przynajmniej w tym rację, Świat jest do niczego i zły, nikt mnie nie przekona, że jest inaczej… Prędzej umrę niż pozwolę się przekonać. Nie odbierajcie mi ostatniej mej radości, mej siły. Nawet to mi chcecie zabrać? Jedne co mam? Moje przeświadczenie o tym, że jest ze mną tak źle? Że świat jest taki, a nie inny? To kim ja będę jak i to okaże się kłamstwem? Kim, po co? Ostatnia bańka pryska. Dalej już beznadzieja… Pustka…. Straszna, samonapędzająca się spirala bólu, od której ciężko się wyzwolić. Przypomina to sytuację umierającego z pragnienia, który pływa w słodkiej, pitnej wodzie… Jedyny jego ból to to, że nie wie o tym…

Co robić w przypadku gdy się stwierdzi, że działa na nas właśnie taka niezagojona rana? Parę rzeczy dobrze jest wiedzieć, polecam artykuł “dobrze jest wiedzieć, że…” i “filtry i schematy naszej podświadomości”, a także literaturę fachową, a póki co to wiedz, że wszystko Ci sprzyja i zmierza do Twego dobrego, spełnionego życia. Zmierza do tego byś był szczęśliwy(a) bo taki jest plan dla nas, dla naszego życia. Jedyne co przeszkadza naszemu szczęściu, to my sami ze swym brakiem pozwolenia na nie, na własne szczęście, bo właśnie przez ogromne poczucie winy nie dajemy sobie prawa do niego. Czujemy się niegodni, mali, grzeszni, niezasługujący na miłość i nic dobrego, itd.

Uwolnij się od swego przekonania o swej grzesznej naturze o swym złym charakterze. Wiedz, że jesteś stworzona przez doskonałość i jesteś jej nieodłącznym i niezbędnym, wyjątkowym i niezwykle cennym elementem. Jesteś jedno z doskonałością świata i Ty masz moc i siłę, aby tę jedność przejawić. Ta Jedność to siła, piękno, mądrość, szczęście i wielka radość. Nasze życie jest właśnie takie i teraz nadszedł wreszcie czas na pełne tego zamanifestowanie. Teraz jest czas przebudzenia, oczyszczenia i odkrycia własnego życia, własnej drogi życiowej i każdy ją odkryje, wsześniej czy później ale uwierz, nie ma co zwlekać, bo piękne rzeczy przed nami podczas gdy my się babramy w błocie.

Na konie jeszcze coś takiego: diamenty rodzą się w ciemnościach i pod wielkim ciśnieniem. Ty jesteś takim diamentem. Odkryj tę Prawdę o sobie i świeć diamentowo czystym Światłem. Taka jest Twoja natura i prawdziwa Twarz.

ps, po pomoc, wiedzę zapraszam na wymienione strony i na forum drogowskazu

--
Drogowskaz - gdy Droga stanie się Celem...
Oridea.net - Inspiracje

Artykuł pobrany z serwisu Artelis.pl
Autorem jest Krzysztof Kina

piątek, 25 lipca 2008

Prawo do błędów

Jakże cudownie byłoby w życiu, gdybyśmy przestali grać. O ile łatwiej przebiegałaby nasza komunikacja, gdybyśmy otwarcie mówili, o co nam chodzi, co czujemy. Kiedy naszym przewodnikiem w rozmowie z drugim człowiekiem jest strach, nie dziwmy się, że rezulatat jest zgoła inny od zamierzonego. Po co zakładamy te wszystkie maski? O co nam chodzi?

O wiele rzeczy. Żeby nie zostać wyśmianym, żeby nie wyszło na jaw, że mamy swoje słabości, nie jesteśmy perfekcyjni. Perfekcjonizm. Im bardziej krytykujemy innych, tym bardziej boimy się, że sami wpadniemy we własne sidła. Skoro nie akceptujemy ludzkiej ułomności u innych, ciężko byłoby dać sobie samemu prawo do popełniania błędów. A przecież jesteśmy ludźmi, inteligentnym zbiorem atomów. Dopiero uczymy się odkrywać boską część w sobie. Jesteśmy ułomni, mamy na koncie małe i większe grzeszki. Czy ma sens obwinianie się za to? Wina zatrzymuje nas w miejscu. Obarcza nas strachem przed karą.

SYSTEM NACZYŃ POŁĄCZONYCH
Wina i kara to dwa sprzężone ze sobą elementy. Nie ma winy – nie ma kary. Tak to działa. Ile fortun dorobionych na przysłowiowej ludzkiej krzywdzie delektuje się swoim stanem posiadania, korzysta z majątku bez poczucia, że coś tu jest nie tak. I to jest właśnie tajemnica ich sukcesu. Brak poczucia winy. Nie przemawia tu przeze mnie sarkazm, tylko logika, doświadczenie i chęć odwołania się do waszych emocji.
Ci, którzy źle się czują z nieczystym załatwieniem sprawy, którzy mają poczucie winy z tego tytułu, nawet jeśli nie jest ono uświadomione – tych osobników prędzej, czy później dopada karząca ręka sprawiedliwości. Niejako na życzenie. Mówi się, że na złodzieju czapka gore. Jest to prawdą, ale prawdą połowiczną. Porzekadło to dotyczy jednostek, które mają poczucie winy z powodu dokonanego czynu. Podświadomie będą one prowokować sytuacje, które doprowadzą do ujawnienia kulis danej sprawy, bądź w inny sposób doprowadzą do utraty niesłusznie otrzymanych korzyści. Czasami takie zdarzenia mają miejsce po latach. Osobiście nie życzę nikomu tych lat spędzonych w luksusie, za to z poczuciem winy i strachem, że za chwilę zostanie nam to zabrane. Nam i naszej rodzinie. W tym wszystkim najgorsze jest to, że nasze przewinienie uderza w naszych najbliższych…
Tymczasem wystarczyłoby wyrugować z siebie poczucie winy i żylibyśmy jak w raju. Jednak już Dostojewski o tym pisał, a pewnie każdy z nas potwierdzi – nie jest to takie proste.
Powróćmy teraz do poczucia winy, z którym w większym lub mniejszym stopniu, rzadziej lub częściej boryka się każdy z nas. Mówię teraz o naszym chlebie powszednim, małym poczuciu winy, za małe przewinienia, o tym naprzykrzającym się doznaniu, które utrudnia nam egzystencję. Jeśli myślisz, że jest to temat, który cię nie dotyczy – grubo się mylisz. Jeśli myślisz, że nic nie zyskasz czytając o małych sprawach – mylisz się jeszcze bardziej.
Pozbycie się poczucia winy nie jest prostym zadaniem.
Nie wystarczy sobie powiedzieć: „Od dziś nie będę się obwiniał, za to co zrobiłem”. Samo postanowienie jest co prawda piękne i godne pochwały. Jednak nasz umysł postanawia wiele rzeczy. A ile z nich realizujemy? Każdy sam wie najlepiej.
Zacznijmy od rzeczy, które nie są oczywiste.
Postaraj się przeanalizować twoje ostatnio odczuwane poczucie winy. Być może odnajdziesz jakąś część swojej historii w którymś z omawianych poniżej wątków.

ILUZJA
Masz poczucie winy – sprawdź, czy twoje działanie przyniosło komuś realną stratę. Najszybszym, acz nie najłatwiejszym sposobem jest zapytanie twojej niedoszłej ofiary, jak odebrała twoje zachowanie, działanie lub zaniechanie. Cokolwiek, o co się obwiniamy.
Może się okazać, że nasze poczucie winy jest iluzoryczne. Częstokroć preparujemy w domowych warunkach osobiste poczucie winy na nasze osobiste potrzeby, choć rzeczywista rana nie została zadana. Nasze nawykowe myślenie karze nam wyobrażać sobie, że kogoś zraniliśmy, zrobiliśmy coś nagannego. Potem męczymy się z tym, zadając sobie wewnętrzne ciosy. Nasza niedoszła ofiara albo nie pamięta sytuacji, o której wspominamy, albo pamięta ją zupełnie inaczej. Co więcej, nie poczuwa się do roli ofiary.
W kreowaniu iluzorycznego poczucia winy przodują kobiety. Syndrom matki Polki większości z nas nie jest obcy. Matka Polka przy każdej próbie dania sobie czegoś: wolnego czasu, prezentu, spotkania z przyjaciółką, popada w poczucie winy. Robi to w trosce o członków rodziny. Zadręczając ich często swoją męczeńską postawą. Osobiście wolę mieć u boku męża zadowolonego po spotkaniu z kolegami aniżeli marudę narzekającego na cały świat. A tak kończą się jego rzadkie ataki poświęcenia się dla rodziny. Może nasi partnerzy myślą podobnie? Może oni też chcą mieć u boku zadowolone żony, a dzieci matki? Może czas sprawdzić, czy tak jest rzeczywiście?

GIGANTOMACHIA
Częstokroć przydajemy naszym zachowaniom rangi wielkich czynów, wielkich urazów. Przejmujemy się tym do granic wytrzymałości, podczas gdy nasz rozmówca może i poczuł się zraniony, ale rana nie jest śmiertelna. Prosta rozmowa najczęściej pomaga oczyścić klimat. Jeśli zdarzy ci się, że twoje przekonanie o rozmiarze zadanej rany uniemożliwia ci stawienia czoła sytuacji, z obawy, że zostaniesz potępiony na wieki, wykonaj proste ćwiczenie. Wyobraź sobie, że ty i ofiara jesteście postaciami w teatrze kukiełkowym, albo pacynkami. Przypuśćmy, że jesteś mężem, wygłaszasz swoją kwestię, która powoduje stan zapalny. Twoja żona kukiełka zakłada ręce na piersi i kukiełkowym głosem obwieszcza ci, że jesteś skończonym kretynem, po czym odwraca się na małej pięcie, idzie do kąta i tam chlipie teatralnie. Jest ujmująca. Teraz ty wyciągasz zza pazuchy bukiet sztucznych kwiatków i pędzisz przez scenę, żeby paść przed nią na kolana. Czyż nie wzruszająca scena? A przy tym stawia nasze problemy we właściwych proporcjach. Czasem trzeba porzucić nawyk demonizowania swoich dokonań i dać sobie prawo do potknięć. Twoi bliscy lepiej się poczują w twoim otoczeniu wiedząc, że jesteś omylny i potrafisz się przyznać do błędu.
Jeśli jednak nie zdobędziesz się na rozmowę i zamkniesz się w sobie zadręczając tym, co zrobiłeś to może ci grozić punkt następny…

ATAK
To dość częsty przypadek. Ponieważ źle się czujemy z naszym poczuciem winy, uwiera nas i przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu, przeto zaczynamy obwiniać naszą ofiarę o to, że czujemy się przez nią fatalnie. A skoro przez nią komfort naszego życia się pogorszył – należy jej się kara. Im bardziej nasza ofiara obnosi się ze swoim bólem, tym gorzej się to dla niej kończy. Wzorce wyniesione z dzieciństwa grają tu pierwsze skrzypce. Jeśli w domu rodzice wzajemnie się obwiniali, to nawet przy niewielkim przewinieniu możemy atakować naszą ofiarę agresją, irracjonalną z jej punktu widzenia, a jak najbardziej uzasadnioną z naszego, bo najlepszą formą obrany jest atak i to z zaskoczenia, zanim nas zdążą zaatakować. Dla nas jest to działanie nawykowe. A nawyk jest drugą naturą. Nie zastanawiamy się nad czymś, co jest naturalne. Powtarzamy wzorzec. Czasem jednak warto stanąć na chwilę i wziąć pod lupę swoją drugą naturę. Może czas najwyższy zrzucić pancerz przyzwyczajeń. Dla dobra nas samych i naszych bliskich oraz naszego otoczenia. Ja też nie lubię dostawać prztyczka w nos zaraz po tym, kiedy ktoś podłożył mi nogę.

AUTODESTRUKCJA

Naczelnym zadaniem poczucia winy jest ukaranie siebie w zastępstwie pana Boga, głównie z obawy, że kara, którą moglibyśmy otrzymać z jego ręki mogłaby być bardziej dotkliwa od tej, którą zadamy sobie sami. Jednak czasem okazuje się, że zapętlamy się we własnym poczuciu winy tak bardzo, że kara, którą sobie wymierzamy nie jest współmierna do wielkości szkody. Mówiąc ściślej - znacząco ją przewyższa. Jeśli łudzimy się, że nasza nadgorliwość zostanie w taki, czy inny sposób wynagrodzona – bardzo się mylimy. Bóg uczył wybaczać Poza tym, kto lubi takich gorliwców?
Moja rada? Miejmy litość dla nas samych.

SYSTEM NAGRODY
Systemowo w naszym kręgu kulturowym poczucie winy zostało zaszczepione wraz z doktryną katolicką. Im bardziej winny się czujesz tym bardziej pobożny się jesteś, tym jesteś bliższy bogu. Taki przekaz został części z nas wpojony tak solidnie, że wyzwolić cię z tego przekonania zapewne byłoby ciężko samemu Jezusowi.
Osho twierdzi, że ten, kto czuje się winny ten grzeszy. Karanie siebie to odbieranie roboty panu Bogu (dla tych, co widzą w nim srogiego Pana) oraz zamach na boskie stworzenie (dla tych, co dostrzegają w sobie świątynię Boga)

OCZEKIWANIA
Poczucie winy to zawsze manifestacja naszego niskiego poczucia własnej wartości, dręczącego uczucia zwątpienia w siebie. Im większe stawiasz sobie wymagania, tym boleśniej karzesz się poczuciem winy za fakt nie spełnienia własnych lub cudzych oczekiwań. Zamykasz się w błędnym kole rozpaczy i beznadziei zamiast wziąć naukę z błędu i iść do przodu. Poczucie winy unaocznia nam, ile pracy musimy jeszcze włożyć w naukę kochania siebie.

Kochajmy siebie. Bezwarunkowo. Bądźmy dla siebie dobrzy, to i świat będzie dla nas lepszy. Zacznijmy od wybaczenia sobie.


Dlaczego sporządziłam tę etymologię poczucia winy?
Głównie po to, aby dać ci sposobność spojrzenia na siebie jak na człowieka, który traci w życiu oddając swą energię, swą kreatywność i radość życia, topiąc ją w czymś co nie pochodzi od Boga, nie przyczynia się do naszego szczęścia, ani do szczęścia naszych bliskich. Więc po co ulegamy poczuciu winy?
Odpowiedzi jest wiele. Z przyjemnością oddałabym się teraz pokusie kolejnej analizy :) Jednak mam cel nadrzędny jakim jest szczęśliwe życie a nie życie przepełnione analizami.
Dlatego zadam ci inne pytanie, które wcześniej zadałam sobie: Czy próbowałeś kiedyś świadomie powstrzymać się przed spontanicznym poddaniem się dyktatowi winy? Na moment zatrzymaj się, zastanów do czego prowadzi spirala poczucia winy.
Weź w swoje ręce kontrolę nad tym co dzieje się w twoim życiu. Nie pozwól, by odwieczne wzorce zbudowały twoje życie. Jest to solidny fundament, bez wątpienia, jednak fundament na którym zbudujesz szary dom pełen trosk.
Daj sobie i swoim bliskim trochę wolności. Uwolnij siebie od poczucia winy. Weź głęboki oddech, uśmiechnij się do siebie, do wszystkich błędów jakie popełniłeś, w szczególności do tego ostatniego i zacznij cieszyć się życiem, życiem z błędami. Takim jakie jest, tu i teraz. Nie musisz zaczynać wszystkiego od nowa. Zaakceptuj siebie. Omylnego, niedoskonałego. Zaakceptuj siebie, chociażby na przekór całemu światu. Zaakceptuj siebie, mimo wszystkich błędów, a może właśnie dzięki nim.

beata markowska

ps
Jeśli nie odnalazłeś się w żadnym przykładzie, jesteś człowiekiem nieskalanym poczuciem winy. Dlatego mój apel do ciebie, nieznajomy czytelniku: ujawnij się, powiedz nam wszystkim, jak to jest żyć bez poczucia winy, w szczęściu?

kontakt znajdziesz na stronie
www.personaldevelopmentcentre.eu

--
http://www.solaris-rozwojosobisty.pl/

Artykuł pobrany z serwisu Artelis.pl

Zmiana Osobista - Objawy, a Przyczyny

Wiele szkół psychoterapii mówi 'jak zwalcza się tylko objawy, to przyczyny tych objawów przejawią się w inny sposób, dlatego trzeba pracować z przyczynami'.

Wielu NLPerów mówi 'Czasem są tylko objawy.' oraz 'Jak problemem są objawy i pozbędzie się objawów, to sprawa załatwiona.'

Jestem NLPerem, jestem studentem psychologii i jestem coachem - i z mojej perspektywy i doświadczenia, żadne z powyższych podejść nie jest do końca prawdziwe... Pamiętaj, że ten tekst pisany jest wyłącznie z mojej mapy rzeczywistości i mojej perspektywy - weź z niego tylko i wyłącznie te wszystkie rzeczy, które są dla Ciebie najlepsze.

Tak - często są tylko objawy i wystarczy pozbyć się przyczyn, by załatwić sprawę. Jeśli ktoś nie umie angielskiego mimo 8 lat nauki w szkole, to nie musimy przechodzić we wspomnieniach jego doświadczeń z podstawówki, żeby opanował on język - wystarczy, że damy mu skuteczną metodę nauki języka TERAZ. Problem i rozwiązanie.

Jednocześnie - czasami to przyczyny są ważniejsze, bo jeśli ktoś regularnie się przeziębia, to warto zobaczyć co wywołuje przeziębienia, a nie tylko koncentrować się na pojedynczym przypadku kataru i bolącego gardła. W innym wypadku mielibyśmy wprawdzie stałego klienta, regularnie przychodzącego z katarkiem do szybkiego wyleczenia - ale byłoby to, delikatnie mówiąc, uzależnianiem osoby od siebie. Zdecydowanie lepiej i ekologiczniej jest więc pracować tutaj z przyczynami. Problem, głębszy problem, rozwiązanie głębszego problemu, a w efekcie również płytszego.

I w końcu, co najważniejsze - czasami możesz skupić się na objawach i załatwić dużo na stałe - ale gdybyś skupił się na przyczynach, załatwiłbyś jeszcze więcej. Jedną z inspiracji dla tego artykułu była moja dzisiejsza rozmowa z przyjaciółką, która wychwalała zalety imprintingu i reimprintingu - zmieniania własnej historii osobistej przez dodawanie wspomnień i zmianę istniejących. Gdy spytałem w jakim celu, odpowiedziała, ze "jeśli ktoś chce mieć doświadczenie że np czuje się pewnie w seksie pod prysznicem, to robi sobie kilkadziesiąt takich w przeszłości i ma na tej podstawie doświadczenie, które daje pewność". To prawda, zmieniłoby - jednocześnie jednak praca nad tym co TERAZ, w tej chwili sprawia, że takiej pewności brakuje, że nie jest ona generowana na bieżąco, byłaby o tyle użyteczniejsza, ze po drodze mogłaby rozwiązać np. również brak pewności w seksie na stole kuchennym, ponieważ ten jeden 'objaw' był jedynie elementem całej, większej struktury. Zmieniając wspomnienia odcinamy strukturę od danego obszaru życia i czasem to wystarcza - jednocześnie niekiedy warto ją zmienić całkowicie.

Podobnym przykładem jest praca z dialogami wewnętrznymi - czasami zamiast wysadzać, rozstrzeliwywać, przedrzeźniać itp. dialogi wewnętrzne które nas ograniczały, warto skorzystać z modelu skupionego na intencjach danego zachowania - np. Core Transformation albo Six-Step Reframing - traktując dane ograniczenie nie jako 'ograniczenie do wywalenia', ale tak, jak potraktowalibyśmy ból w ciele - jako sygnał, że coś wymaga naszej uwagi i naprawy. Problem, głębszy problem - rozwiązanie głębszego i w efekcie wielu różnych płytkich.

To moje podejście i mój zwykły model pracy z klientem - przyjrzenie się faktycznej strukturze objawów i zdecydowanie, nad czym w danym kontekście warto pracować. Czasem warto bowiem, w moim doświadczeniu, poświęcić trochę więcej czasu na zmiany na głębszym poziomie, by klient dostał dzięki temu jeszcze więcej, być może zmian których nie oczekiwał, ale zawsze zmian które dadzą mu jeszcze więcej. Niezależnie, czy jako NLPer pracujesz z kimś czy z sobą - zastanów się czy nie warto czasem sięgnąć głębiej i popracować z tym, co leży pod spodem - niekiedy, długoterminowo, jest to po prostu skuteczniejsze rozwiązanie.

Oczywiście, nie znaczy to że każdy przypadek warto rozpatrywać na poziomie głębokich przyczyn i źródeł problemu. Bynajmniej, jest masa rzeczy, które można szybko i skutecznie rozpracować od ręki. Proponuje jedynie nieco bardziej różnorodny świat niż popularne wśród niektórych psychologów 'istnieją tylko głęboko ukryte przyczyny' czy popularne wśród niektórych nlpowców 'istnieją tylko objawy, nie ma sensu szukać przyczyn'. Często istnieje i to i to, warto być w stanie rozpoznać z czym warto pracować akurat w tym przypadku.


--
Artur Król (www.krolartur.com) zajmuje się wspomaganiem ludzi we wprowadzaniu trwałych, skutecznych zmian w życiu osobistym i zawodowym, ucząc ich wolności na każdym poziomie - emocjonalnym, intelektualnym, społecznym, zawodowym i finansowym.

Artykuł pochodzi z serwisu Artelis.pl

wtorek, 22 lipca 2008

Twoje granice?

Granice są różne, wszyscy o tym wiemy. Granice państwowe, granice przyzwoitości, głupoty i granice naszego komfortu. Zbiór granic jest nieograniczony i ciągle otwarty. Ponieważ interesuje mnie rozwój człowieka bardziej niż zmiany w obszarze państwowości, przeto skupię się na naszych mentalnych granicach.
Kto je ustanawia? W pewnym stopniu społeczeństwo, które oddaje część swojej woli na rzecz reprezentantów. Ci z kolei tworzą na agorze zwanej Sejmem prawa regulujące określony zakres naszych zachowań. Dużą część naszych ograniczeń wpajają nam rodzice, nauczyciele, telewizja i inne media w procesie zwanym wychowaniem. Jednocześnie uściślę, że to, co rodzice nam świadomie przekazują, a to, co my wynosimy z domu bazując na obserwacji naszych drogich opiekunów, a w szczególności obserwacji relacji między nimi, są to dwie zgoła odmienne sprawy. Najczęściej dwa różne przekazy. Sprzeczne w swej treści, dodam.
Na takiej pożywce hodujesz swego wewnętrznego krytyka. Kiedy dorośniesz i nie będzie w pobliżu rodziców, to on będzie ci przypominał, jaki jesteś głupi. Albo leń.. albo niegrzeczny, nieudacznik, niedojda, beksa … z niczym sobie nie radzisz, albo wszystko musisz sam. Przez piętnaście, szesnaście lat (czasem to trwa dłużej, niekiedy przez całe życie) nasi rodzice kodują nam, kim jesteśmy i jakie są nasze granice. Robią to najczęściej bezmyślnie, ponieważ tak ich wychowano, bo tak jest najprościej, bo na dzieciach najłatwiej odreagować stres codziennego dnia. Rodzicom wierzy się bezwarunkowo. I choć przychodzi czas buntu, kiedy odcinamy się od naszych korzeni, negujemy to co mówią i co sobą reprezentują, nasza podświadomość już została wychowana. Proces zakończono. Świadomie możemy się wyrywać z więzów, jednak z biegiem czasu z przykrością zauważamy, że coraz bardziej przypominamy naszych rodziców. Przypadek?

Walczyć z takimi wzorcami świadomie to jak walczyć z wiatrakami. Tu trzeba sięgnąć po broń, z której do nas strzelano, czyli po informacje podprogowe, po podświadomość. Na szczęście pojęcie to już dawno weszło do kanonów współczesnej psychologii, więc nie będziemy nikogo szokować tym, że istnieje coś więcej niż nasz umysł świadomy. Ale jeśli ktoś nie czuje się na siłach zmierzyć z tematem podświadomości, to jest to najlepszy czas, żeby opuścić ten artykuł z tarczą, nie czytając go do końca.

To, kim jesteś w tej chwili, co robisz w życiu oraz czego nie robisz bierze się z twoich przekonań. Przekonania są jak mury, który wytyczają, a raczej ograniczają twoją ścieżkę życiową. Może i zrobiłbyś coś szalonego, albo przynajmniej coś, na co masz wielką ochotę, ale nie robisz tego, bo… tu możesz wpisać cokolwiek: że się nie da, że nie można, że nie masz pieniędzy, czasu, nie wypada.. Dziesiątki przekonań. Skąd się wzięły w tobie? Sam je odkryłeś? Gdybyś był człowiekiem, który stracił pamięć i na nowo musi sobie ułożyć życie, mogłoby okazać się ku powszechnemu zdziwieniu, że pokonujesz wszystkie ustalone przez społeczeństwo ograniczenia, bo nie wiesz o ich istnieniu. Tak jak przysłowiowy trzmiel. Zgodnie z prawem aerodynamiki, trzmiel nie ma prawa latać, bo jest za duży i zbyt ciężki w stosunku do powierzchni skrzydeł. I co? Lata. Lata, bo nie wie, że jest prawo aerodynamiki, które skazuje go na chodzenie po ziemi. Trzeba mieć niezachwianą wiarę w siebie, żeby móc przekraczać społeczne przekonania. Wiara w siebie to towar deficytowy. Kogo rodzina i szkoła wyposażyły w wiarę w siebie ten jest szczęściarzem i nie dla niego ten artykuł.

Jest tam ktoś jeszcze? Widzę parę osób. Witam cię w grupie wybranych, odartych ze złudzeń. Ze złudzeń, czyli z wiary w rzeczy niemożliwe, niepopularne, nieracjonalne a nawet niepraktyczne. Witaj na planecie Ziemia wspaniała Istoto. Ten tekst czytasz po to, aby przypomnieć sobie, Kim Jesteś.

Mam dla ciebie parę ćwiczeń. Zrób je, by przekonać się, że twoje możliwości są nieograniczone. Jedyne, co cię powstrzymuje przed ich realizacją to własna decyzja, uwarunkowana nabytymi przekonaniami. Jednak wystarczy na moment wyjść poza schemat, a już nigdy nie wrócisz na drogę, którą wcześniej kroczyłeś. Może nie będzie to zmiana monumentalna, ale zapewniam cię, że nie pierwsza.
Kiedy człowiek raz odkryje swoją wielkość, kiedy jej dotknie - nawet, jeśli bardzo chce, trudno mu o tym zapomnieć.

Jesteś gotowy do ćwiczeń?
Najpierw chciałabym, abyś sobie przypomniał coś, z czego jesteś dumny.

Już?
Czy pamiętasz to zdarzenie ze szczegółami? Jak do tego doszło? W jakich okolicznościach się zdarzyło? Co właściwie miało miejsce? I co z tego wynikło? Jak się teraz z tym czujesz?

Zakładam, że czujesz się bardzo dobrze. Może się nawet uśmiechasz…
W takim razie poproszę cię o następną rzecz: kartkę papieru i coś do pisania.
Oto 5 dziedzin:
1) Praca, nauka
2) Dom, rodzina
3) Hobby, odpoczynek, zainteresowania
4) Rozwój osobisty
5) Działalność na rzecz innych
Wyobraź sobie, że nie ma żadnych ograniczeń: finansowych, fizycznych, mentalnych. Nie działa grawitacja. Możesz wszystko.

Napisz, co chciałbyś, chciałabyś osiągnąć w każdej z tych dziedzin. Każdy z punktów powinien zawierać minimum 10 celów. Bądź szalona i nierozsądna! Lub szalony i nierozsądny!
Po skończeniu tego ćwiczenia jesteś gotowy do następnego ćwiczenia:
Oto ono: Gdybyś miał(a) znaleźć swoje nazwisko w encyklopedii jak brzmiałby wpis?
Wielkość wpisu i czas na to masz nieograniczony.
Tylko pamiętaj o jednym: z tej drogi nie ma już powrotu.
Za to możesz tam spotkać sporo interesujących ludzi.

Do zobaczenia na szlaku :)
beata markowska

--
http://www.personaldevelopmentcentre.eu

--
http://www.solaris-rozwojosobisty.pl/

niedziela, 20 lipca 2008

Przez przeświadczenia do duchowości.

Aby się z tą Jaźnią spotkać musimy przebić się przez kilka warstw, skorup, które niczym cebula otulają nasze Ja, jedne mocniejsze, grubsze, inne wątłe i cienkie, zaczynając od tej najbardziej zewnętrznej, zbudowanej z własnych nawyków, wzorców zachowania, przemyśleń, opinii i przekonań.
Kolejną warstwą jest warstwa środowiskowa, na którą składają się: aktualny styl życia, ubiór, jedzenie, gadżety, kultura i rozrywka oraz jej sposób przeżywania.
Następna to warstwa socjalizacyjna, w niej znajdują się nakazy, zakazy, prawa, etyczne zachowania, obowiązki i powinności wobec innych i świata.
I jeszcze warstwa rodzinna, do której należą moralność, religia, język, styl zachowania w różnych sytuacjach, postrzeganie tych sytuacji przez pryzmat wyuczonych reakcji.

Spotkanie z Jaźnią utrudnia nam niewiedza czy nieświadomość o ich istnieniu. Budujemy je najczęściej bezwiednie, nie zdając sobie z tego sprawy, że proces ten ma miejsce i to poza naszą świadomością. Nawet gdy jesteśmy maleńkimi dziećmi, nie rozumiejąc jeszcze świata zewnętrznego i własnych potrzeb już zaczynają się podwaliny pod przyszłe skorupy.

Ok., mamy je, czy wiemy o tym czy nie, czy chcemy to zaakceptować czy nie.
W odkrywaniu, jakie skorupy nas obrosły, co się w nich zawiera i jak sobie z nimi poradzić pomogą nam różne szkoły terapii i rozwoju, a metodą na tu i teraz, która w pewnej części (bo od razu do całości się nie dokopiesz) odkryje ich zawartość, jest szybkie wypisanie, bez analizy, krytyki i odrzucania – możliwie jak najwięcej zdań- metafor, opinii, przekonań, np. na temat: siebie, pracy, płci, ciała, starzenia się….

Przekonania pozytywne, np. „życie kocha odważnych”, to filtr, przez który postrzegamy rzeczywistość. Tak żyjemy, by uzyskać dowód na słuszność naszego przekonania. Nasza percepcja, podświadomość, aura i osobista energia działa na wszystko dookoła, by potwierdzić przekonanie. Dlatego też to przeświadczenie się sprawdza.
Przeświadczenie negatywne, np. „gruby ma się gorzej”, działa na tej samej zasadzie!!!
Również nieuświadomione przekonania i metafory działają tak, by udowodnić ich słuszność.

Przeświadczenia nabywamy, potem je rozwijamy i w nie wierzymy.
Wiele z nich jest irracjonalnych, ograniczających i destrukcyjnych.

Możemy dać sobie czy sami sobie wmówić i zaprogramować właściwie wszystko, i łatwiej nam wmówić aspekty negatywne, gdy nasza natura jest ponura, smutna, pesymistyczna. I na odwrót. W naszym mózgu dzięki naszemu działaniu wytworzyły się drogi neuronowe, które mają wpływ na naszą naturę, przez co my z kolei zachowujemy się pod ich wpływem umacniając je coraz bardziej.

Dowody na prawdziwość naszego negatywnego przeświadczenia powodują w nas eskalację różnych zachowań, uczuć i emocji: złość, gniew, frustracja, apatia, furia, konformizm, zachłanność, zazdrość, izolacja, smutek, itp.

A co robimy najczęściej z tymi uczuciami?
- udajemy, że ich nie ma
- działamy pod ich wpływem
- wyżywamy się na innych
- zrzucamy na nich winę
- opieramy się im, tłumimy, wypieramy

Czy pomaga nam to w uwolnieniu się od cierpień? Może chwilowo, ale po jakimś czasie znowu trafimy na sytuację, która spowodować może niekontrolowany już wybuch emocji.

Naszym życiem kierują nasze przeświadczenia oraz stłumione i wyparte do podświadomości emocje.
Każdy ma swój własny zbiornik negatywnej energii (filozofia wschodu zwie to karmą), wytwarzający wzorce zachowania, które mogą być bardzo niszczące- np. uzależnienia, choroby, i który jak się okazuje zasłania nam nasze wnętrze, w którym znajdują się twórcze siły.

Możemy mieć najszczersze chęci zmiany swojego zachowania czy reagowania. Pragniemy wyzwolić się z tego raz na zawsze i być wiecznie szczęśliwi albo żeby przynajmniej starczało do pierwszego.
Chciałoby się zadać tu pytanie, czy aby na pewno nasz rozwój duchowy powinien być poprzedzony tego typu odkryciami?
Jasnej odpowiedzi nie ma, jednak gdy przyjrzyjmy się temu, jak wiele z nas popada w zniechęcenie, frustrację a nawet gniew, gdy wkład włożony we własny rozwój jak: czas, energia, siła, nie daje wymiernych skutków- ani takich, na które liczyliśmy, np. zmiana wyglądu, statusu materialnego, pracy, małżonka, dzieci, ani takich, które „ewentualnie” wyniknęłyby z tej pracy – lepsze samopoczucie, nastrój, nastawienie- do pracy, życia, małżonka, dzieci.
Czyż nie jest to zastanawiające? Tyle robimy, piszemy, afirmujemy, szukamy, poświęcamy i niewiele z tego wynika!
Przyczyną tego stanu mogą być właśnie obrosłe nasze Ja skorupy, które nie pozwalają się do niego przebić..

Nie chodzi tu o to, by badać przyczynę powstania tego a nie innego przeświadczenia, programu, wzorca. Być może część z nich jest wytłumaczalna, ale część nie. Nasze teraźniejsze myśli, uczucia tak naprawdę zostały ukształtowane przez przeszłość, tak więc przyjrzenie się temu, co jest teraz jest zajrzeniem w nasz ukryty zbiornik.

Ważne, by sobie uświadomić, że są i jaki mają na nas wpływ! Życie jest zwierciadłem twoich przekonań!!!

Mamy możliwość sami tworzyć swoje przekonania, piękne, godne, pozytywne, wspomagające nasz rozwój. Myśl jest twórcza, lepiej, by nas wspierała i budowała niż niszczyła i powodowała cierpienia.

A po co mamy się spotkać z naszym Prawdziwym Ja?
Może po to, by nie tworzyły się już nowe skorupy, a stare, choć częściowo rozbite zostaną rozmiękczone. Nie staniemy się przez to nadzy i bezbronni, ale promienni światłem Prawdziwego Ja. By nie działać poprzez filtry…
By nasze tu i teraz, które jest przecież zalążkiem naszej przyszłości, było dla nas wyzwaniem, wywoływało w nas zaciekawienie, pobudzało do dotykania i smakowania, roztaczało aurę niesamowitości, pozwalało badać, niczym dziecko, stare-nowe tereny, te zewnętrzne i te wewnętrzne – bez obawy o zranienia, ból i smutek.
Każda chwila jest wtedy cenna, każde uczucie i emocja, zdarzenia, człowiek, pogoda, każdy wymiar, znany czy nieznany naszego jestestwa smakujemy, próbujemy, przeżywamy, nie nadając im etykietek i przyklejek, nie odrzucając a akceptując takie jakie jest.
Jakże to ubogaca nasze wielowymiarowe życie…

Artykuł pobrany z serwisu Artelis.pl
Autorem jest Izabela Rajter

Stan umysłu

Stan umysłu to Twoja postawa życiowa, stan umysłu jest tutaj bardzo powiązany z Twoim stanem emocjonalnym i duchowym i nazywanie tego tylko stanem umysłu jest dużym niedopowiedzeniem i naciąganiem faktów. Stan umysłu, który jest tak bardzo gloryfikowany w szerokim świecie to stan całościowy całego Twego istnienia, każdej płaszczyzny. Nic Ci nie da najlepsza nawet kontrola Twego umysłu jeżeli będą targały Tobą emocje lub będziesz wypierał ze świadomości jakiś strach. Stan umysłu to stan ducha, życia i tylko jako całość może być rozpatrywany.

Umysł jest niczymy układ kierowniczy i panel sterowania w samochodzie ale to tylko układ sterowania, jeżeli nie kierują nim odpowiednie siły, intencje - serce to w najlepszym przypadku kręci się w kółko a w najgorszym wjeżdża w coś co pierwsze stanie na drodze. Dopiero połączenie umysłu jako steru, serca, emocji jako siły napędowej i intuicji i wyższego Ja jako kompasu daje zamierzony efekt - szczęśliwe, pełne życie.

Stan umysłu to świadomość siebie, świata, rzeczywistości, tego co nas otacza, co my otaczamy, co wyrażamy i po co jesteśmy. Stan czystego umysłu to cel naszego życia. Wtedy manifestuje swój najcenniejszy dar. Akt tworzenia, manifestacji. Czysty umysł to taki, przez który nie przebiegają już myśli w ilośc 100 na sekundę, to taki umysł, który zapewnia właścicielowi spokój, pewność, spójność. To taki umysł któremu można ufać. Umysł może być albo Twoim wspaniałym przyjacielem i największą Twoją podporą jak i największym wrogiem. Umysł trzeba ćwiczyć w karności, dyscyplinie i higienie. Wtedy zacznie ukazywać swoją moc i piękno.

Umysł jest naszym łączem internetowym, terminalem Kosmicznego Internetu, jest potężnym narzędziem i powinniśmy się z wielkim szacunkiem z nim obchodzić ale też i trzymać go w ryzach. On jest naszym narzędziem. Tylko i wyłącznie. Ponieważ jest tak właśnie potężny musimy się najpierw nauczyć z nim obchodzić zanim będziemy mogli użyć jego mocy kreacyjnych. To jak z nauką jazdy na rowerze... najpierw 3 kółeczka... a dopiero później kreowanie rzeczywistości.

Kreowanie rzeczywistości to utrzymywanie spójnej intencyjnej energii na zamierzonym efekcie. Dopiero spokojne, zgodne z naszym wnętrzem i dłuższe utrzymywanie naszej uwagii na zamierzonym zadaniu przyniesie wymarzone efekty. Dodatkowo jeżeli zamierzony cel jest dobry, społecznie poprawny same dobre rzeczy się będą dziać. Zadziała prawo podobieństwa, dobre przyciąga dobre, podobne intencje będą się przyciągać i będą tworzyć wielką siłę.

Dążenie do jedności, serca, ducha i umysłu to nasza życiowa droga i zadanie na ten czas na pobyt na Ziemi. To właśnie jest naszym celem. Zawsze jak zaczyna się integracje wszystkich 3 elementów to powstaje wielka harmonia i szczęście. Jeżeli ktoś by chciał zsynchronizować tylko umysł i serce lub tylko umysł to będzie tworzył bez duchowego przewdonictwa w najlepszym przypadku rzeczy miernej jakości, dopiero zaprzęgnięcia Ducha do tego wszystkiego stwarza wysokooktanowa mieszkankę która będzie sprawiać wiele dobrego. Wszyscy dążymy do dobrego, tylko niektórzy jeszcze o tym nie wiedzą.

Będziesz przechodził przez mnóstwo różnych stanów emocjonalnych, co będziesz zwał stanami umysłu. Psychiatria się właśnie w tym myli, że zajmuje się głową a powinna sercem. Leczy skutki, a nie usuwa przyczyny. Jeżeli się będą pojawiać góry i doliny emocjonalne, nastrojowe to... cierpliwości, przetrzymać, taki atak nigdy nie trwa długo i odsiecz nadchodzi, jeżeli jej oczywiście chcesz. W takich przypadkach pamiętaj, że nie jesteś sam i są wokół Ciebie duchowi przewodnicy, pomocnicy, Aniołowie i Oni Ci będą pomagać... wystarczy się do Nich zwrócić. Jak kolwiek na "trzeźwo" jest to dość abstrakcyjne to jednak jak Cię przywali jakaś ciężka sytuacja życiowa i coś Ci się przyczepi do energii to nie będziesz miał żadnych oporów aby zawołać o pomoc. Wiadomo, jak trwoga to do Boga.

Pozdrawiam i życzę spokojnego stanu umysłu - życia.
--
Drogowskaz - gdy Droga stanie się Celem...
Oridea.net - Inspiracje

Artykuł pobrany z serwisu Artelis.pl
Autorem jest
Krzysztof Kina

sobota, 19 lipca 2008

Sposoby na doła

Jak sobie radzić z momentami kryzysu?
Oto kilka sprawdzonych sposobów. Są to krótkie ćwiczenia, których zadaniem jest natychmiastowa zmiana energii, umożliwienie ci przejścia ze stanu beznadziei do stanu akceptacji i spokoju. Reszta zadzieje się sama. Nie trzeba wiele. Zmiana twojego nastawienia mentalnego, wibracji czy nastroju przyniesie automatycznie pożądany efekt.
Z doświadczenia jednak wiem, że porzucenie targającego tobą zwątpienia na rzecz radości i humoru nie jest łatwe. Dużo prościej jest zrobić to w drugą stronę.
Kiedy łapiesz doła, całe twoje jestestwo pikuje w dół. Pikuje, bo tak chce. Czasem nawet polecenie wydane naszemu wewnętrznemu pilotowi o wyprowadzeniu maszyny na prostą nie przynosi skutku. Instrumenty się zacięły. A więc co robić?
Zapewne sam(a) wiesz najlepiej. Czy pozwolić sobie na wypłakanie się, wykrzyczenie, rozwalenie czegoś – każdy z nas ma swoje sposoby.

Poniżej jest parę porad do zastosowania w sytuacjach beznadziejnych, kiedy to dotychczasowy arsenał pomysłów nie działa.
Zawsze warto wzbogacać swój repertuar. I nawet, jeśli uznasz niektóre pomysły za głupie, śmieszne, naiwne, to pamiętaj, że tak reaguje twoje Ego. Lubi bojkotować, zaprzeczać i pławić się w samounicestwieniu. Nie daj się skusić. Czasem warto zrobić coś głupiego. Niczym nie ryzykujesz. A wiele możesz zyskać.

Ćwiczenie pierwsze:
Powtarzaj słowa miłości, wszystkie, jakie ci przychodzą do głowy: miłość, kocham, czułość, ciepło, przestrzeń, wolność, światło, pokój, błogostan, dobroć, spontaniczność, morze, intuicja, relaks, radość, śmiech, mama, ognisko, przytulenie…
Już samo wypowiadanie słów, które mają określoną wibrację przynosi pozytywny efekt. Spróbuj tego na sucho. Czytając ten tekst. Sam(a) zobaczysz, że mimowolnie zaczynasz się uśmiechać. Mięśnie się rozluźniają, a ty czujesz się bardziej spokojny i trochę bardziej szczęśliwy.
Podczas "reanimacji", powtarzaj słowa miłości tak długo, aż nastąpi reakcja w ciele. To może być śmiech, płacz, agresja, złość. To może być wszystko. Pozwól sobie na bycie ze sobą w tej chwili. A co ważniejsze, na bycie SOBĄ. Pozwól sobie na każde uczucie, które do ciebie przyjdzie. I bądź w nim.
Pamiętaj, że jest to tylko reanimacja. Teraz trzeba się wziąć za leczenie pacjenta :)

Ćwiczenie drugie:
Nie rób nic. Oddychaj. Głęboko. Pobądź z emocjami, które cię targają. Staraj się je ponazywać. Skoncentruj się na nich. Niech twój umysł ma zajęcie. Przyjrzyj się swoim emocjom. Może uda ci się je spersonifikować, nadać im jakąś formę. Może będzie to jędza skrzecząca nad uchem, albo dziad, który okłada cię laską po głowie. Im głupsze skojarzenia, tym lepsze. Porozmawiaj ze swoimi emocjami. Dowiedz się, dlaczego właśnie dziś zaatakowały cię tak silnie… dlaczego to zdarzenie jest dla nich tak ważne. Możesz z nimi dyskutować, spierać się, a nawet zaprzyjaźnić.

Ćwiczenie trzecie:
Poniżej zestaw tematów. Pomyśl o jednym z nich. Zatrzymaj określoną myśl w sobie. Rozwiń ją. Skoncentruj się tylko na tym. Zatop się w rozważaniach. Uruchom swoją pamięć i wyobraźnię. Pomyśl:

a) O czymś, co cię w życiu uszczęśliwia (jeśli jest to facet, który cię porzucił, przejdź do podpunktu b)

b) Co cię cieszy, przynosi ci radość, daje zadowolenie i spokój?

c) W co wierzysz?

d) Kogo kochasz?

e) Z czego jesteś dumna?

f) Co chcesz osiągnąć (jeśli twoje marzenie właśnie legło w gruzach, patrz punkt b)

g) Za co jesteś wdzięczna życiu?

Ćwiczenie czwarte:
Stań lub usiądź przed lustrem i powtarzaj patrząc sobie w oczy: „Kocham cię”.
Powtarzaj tak długo, aż poczujesz się dobrze.

Proste ćwiczenie, prawda? Podczas ćwiczenia obserwuj siebie. Dawaj sobie w tym ćwiczeniu jak najwięcej miłości. I bez przerwy powtarzaj: „Kocham cię”.

Ostrzegam, że wbrew pozorom ćwiczenie jest jednym z bardziej radykalnych i wcale nie łatwych do przeprowadzenia. Niech cię nie zmyli jego prostota. Uważaj też na podszepty twojego Ego, który może uznać gadanie do lustra za infantylne. To tylko próba.
Nie każdy ma wystarczająco dużo odwagi, żeby zaryzykować spojrzenie w oczy i wyznanie miłości samemu sobie. A przecież się kochasz. Więc jak to jest?
Jedno jest pewne. W tej próbie niczego nie tracisz.

Ćwiczenie piąte:
Zrób sobie gorącą kąpiel. Zapal świece, dodaj jakiś zapach, włącz ulubioną muzykę.
Albo weź prysznic i wyobrażaj sobie, że cały smutek, żal, złość, frustracja, niemoc, gniew, agresja, wszystkie złe emocje spływają z ciebie wraz ze strugami wody.
Jest to niezwykle oczyszczające ćwiczenie. W każdym aspekcie :)

Ćwiczenie szóste:
Czujesz, że łapie cię dół? Już chwyta cię za kostkę? Wyjdź z domu. Natychmiast. Gdziekolwiek. Najlepiej na łono natury. Ale może być basen, kino, cokolwiek.
Najlepiej pobądź sam ze sobą. Ale jeśli masz przyjaciela, który cię wesprze – skorzystaj ze wsparcia.
Ważne jest byś opuścił miejsce, w którym czujesz się źle, byś zmienił przestrzeń. Wraz ze zmianą otoczenia, zmienia się nasze wnętrze.
Porzuć zasady, pozwól sobie na bycie nierozsądnym, bezradnym, samotnym, szalonym. Wyjdź z domu. Sam wiesz najlepiej, gdzie powinieneś teraz pójść.
A potem wróć. I zacznij wszystko od nowa.

Ćwiczenie siódme:
Weź do ręki książkę. To może być twoja ulubiona książka, książka pełna mądrych myśli albo jakakolwiek inna (unikaj jednak wydań encyklopedycznych). Myśląc o problemie – otwórz ją na dowolnej stronie i przeczytaj. Z reguły znajdujemy tam jakąś wskazówkę, słowa wsparcia, poradę, lub zupełnie inne spojrzenie na czarną dziurę, w jaką wrzucił nas los.
Porady książkowe stosuję od dawna i zawsze ta metoda dla mnie działa 100procentowo. Patent ów sprzedała mi dawno temu znajoma mojej mamy. Będąc w odwiedzinach u rodziny na wsi znalazła się w koszmarnej sytuacji. Potrzebowała szybkiej porady. A że czasy to były, gdzie telefonów na wsiach nie było, a komórek jeszcze nie wynaleziono, przeto zaczęła szukać jakiejś książki, żeby ta do niej przemówiła. Okazało się, że wszystkie książki zostały zużyte na podpałkę do pieca. W domu nie było ani skrawka pisma drukowanego. Ankę ogarnęła czarna rozpacz. Ale kto szuka, ten znajdzie. Anka znalazła. Jej matka na targu kupiła jaja. Każde jajo opakowane było w gazetę, żeby w transporcie nie zostało uszkodzone.
I tak oto fragmenty gazet posłużyły za odpowiedź od Boga. Anka mówi, że do tej pory pamięta fragment z rozpakowanego jajka. Zmienił jej życie.

Ćwiczenie ósme:
Wyobraź sobie, że to twój ostatni dzień życia. Co byś tego dnia zrobiła? A czego byś na pewno nie robiła. Czy twoja lista priorytetów wygląda tak samo jak 5 minut temu? Jakie miejsce w ostatnim dniu twego życia zajmuje problem? Skup się na tym, co w tym dniu jest dla ciebie najważniejsze i kto jest najważniejszy. Jeśli chcesz komuś powiedzieć, jak jest ci bliski – zrób to.
To ćwiczenie działa w każdej sytuacji. Jest jak panaceum na wszelkie zło. Można stosować bez wyraźnej przyczyny i bez powodu.

Post Scriptum
Każde z powyższych ćwiczeń ma za zadanie wytrącić cię z marazmu, w jakim się znalazłeś. Pozwolić ci zobaczyć światełko w tunelu. Jednak pamiętaj także o tym, że czasem trzeba sięgnąć dna żeby móc się od niego odbić.
Jeśli czujesz, że to jest twój sposób, pozwól sobie na ból, płacz i krzyk.
Czasem trzeba uwolnić wielkie emocje, żeby wielkie siły stworzenia mogły zostać uruchomione w twoim życiu.

Beata Markowska
http://www.personaldevelopmentcentre.eu

--
http://www.personaldevelopmentcentre.eu/warsztaty.html


Artykuł pobrany z serwisu Artelis.pl

piątek, 18 lipca 2008

Kto prowadzi ten autobus? - R. Bandler

Programowanie neurolingwistyczne wymyśliłem po to, aby uniknąć konieczności wyboru konkretnego kierunku studiów. Na uniwersytecie byłem jedną z tych osób, które nie mogły się w żaden sposób zdecydować, co mają studiować. Stwierdziłem w końcu, że taki brak zdecydowania też może być niezłym sposobem na życie.

————————————————————
ZAPAMIĘTAJ!
NLP to proces uczenia się.
————————————————————

Jedną z korzyści płynących z NLP jest inne podejście do przyswajania wiedzy. Chociaż wielu psychologów i pracowników socjalnych uważa NLP za formę terapii, ja wolę traktować je jako proces uczenia się. Mówiąc najprościej uczymy ludzi metod efektywnego użytkowania ich umysłów.

Większość ludzi nie korzysta ze swego mózgu aktywnie i świadomie. A przecież jest on podobny do maszyny, w której nie zainstalowano wyłącznika. Jeżeli nie dasz mu jakiegoś konkretnego zajęcia, działa bez przerwy, dopóki się nie znudzi. Gdyby umieszczono kogoś w pomieszczeniu doskonale izolującym od wszelkich bodźców zewnętrznych, osoba taka wytworzyłaby wkrótce własny wewnętrzny świat. Jeżeli nie dasz twemu umysłowi konkretnego zadania, to po pewnym czasie sam je sobie znajdzie, nie troszcząc się zbytnio, jakie to będzie zajęcie. Ciebie może to obchodzić, ale jemu jest dokładnie wszystko jedno.

————————————————————

PRZYKŁAD

Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się siedzieć cicho, starając się nie zwracać niczyjej uwagi, gdy nagle twój mózg pokazał ci jakiś obraz, na widok którego oblał cię zimny pot i włosy zjeżyły się na głowie? Jak często zdarza ci się budzić w nocy, gdyż twój umysł ponownie zafundował ci przeżycie czegoś, co zmieniło twą krew w efektowne bryłki lodu? Jeśli miałeś zły dzień, zadba o to, abyś mógł oglądać i przeżywać go wciąż na nowo. Nie wystarcza mu, że sam dzień był do niczego — postara się, abyś miał popsuty wieczór, a może i cały tydzień.

————————————————————


Zresztą większość ludzi na tym nie poprzestaje. Ilu z was nadal rozpamiętuje coś, co zdarzyło się bardzo dawno temu? Zupełnie jakby twój umysł mówił: „Przeżyjmy to jeszcze raz! Mamy wolną godzinkę przed obiadem — pomyślmy więc o czymś, co naprawdę wpędzi nas w depresję. Może uda nam się tym zdenerwować o trzy lata za późno?”

Czy słyszałeś kiedyś o „niezamkniętej sprawie”? Ona jest zamknięta — po prostu nie podoba ci się sposób, w jaki została kiedyś załatwiona. Chcę, abyście się dowiedzieli, jak możecie wpływać na swoje doświadczenia, zyskując dzięki temu przynajmniej pewną dozę kontroli nad sobą. Większość ludzi bowiem to więźniowie swych umysłów. Zupełnie jakby byli przywiązani do tylnego siedzenia w autobusie, którym kieruje ktoś inny. Chciałbym, abyście nauczyli się prowadzić swój autobus. Jeżeli nie nadacie umysłowi właściwego kierunku albo sam będzie błądził po manowcach, albo inni ludzie znajdą sposoby, aby kierować nim za was — i zwykle nie będą przy tym mieli waszego dobra na względzie.

NLP stwarza możliwość uczenia się subiektywizmu, o którym zresztą zawsze słyszałem bardzo niepochlebne opinie.

W szkole mówiono mi, że prawdziwa nauka postrzega rzeczywistość w sposób obiektywny. Już wtedy jednak zwróciłem uwagę, że najbardziej oddziaływają na mnie właśnie doznania subiektywne. Chciałem się dowiedzieć, jaki jest mechanizm tego zjawiska oraz czy inni ludzie mają podobne odczucia. Na naszym seminarium będziemy się bawić w różne łamigłówki, bowiem mózg jest moją ulubioną zabawką. Kto z was chciałby mieć pamięć fotograficzną? A czy zdarza się wam dokładnie widzieć przed sobą niemiłe, ciągle powracające obrazy z przeszłości? Taka umiejętność zdecydowanie potrafi ubarwić życie. Gdy obejrzysz w kinie horror, a po powrocie do domu usiądziesz w swoim ulubionym fotelu, czynność siadania może automatycznie przenieść cię z powrotem do kina. Komu coś takiego się przydarzyło? I wy twierdzicie, że nie macie pamięci fotograficznej! Oczywiście, że ją macie, tylko używacie jej nie do tego, co trzeba. A jeżeli już nią dysponujecie, dzięki czemu możecie oglądać nieprzyjemne zdarzenia z przeszłości, byłoby teraz dobrze zaprząc ją do bardziej konstruktywnych działań. Komu zdarzało się myśleć o czymś, co miało dopiero nastąpić, ale czuliście się paskudnie już z wyprzedzeniem? Można mieć czarne myśli od razu, prawda? W końcu okazywało się, że najgorsze przeczucia wcale się nie sprawdzały, co jednak nie przeszkodziło wam solidnie pomartwić się na zapas.

Taki sposób myślenia może mieć jeszcze inne efekty. Niektórzy ludzie zanim faktycznie wybiorą się na urlop, wyobrażają sobie dokładnie, jak wspaniale będą na nim spędzać czas. Natomiast gdy wreszcie dotrą na zasłużony wypoczynek, przeżywają nie lada zawód. Takie rozczarowanie wymaga jednak dokładnych przygotowań.

Czy zastanawialiście się kiedyś, ile wysiłku musicie w nie włożyć? Jednak cały ten trud w końcu opłaca się, gdyż im więcej przygotowań, tym rozczarowanie pełniejsze.

Są osoby, które chodzą do kina tylko po to, aby po wyjściu stwierdzić: „Jestem bardzo zawiedziony — nastawiłem się na coś zupełnie innego”. Takie stwierdzenia nieodmiennie wprawiają mnie w osłupienie. Jeżeli cały czas ktoś miał w głowie taką świetną, wymyśloną przez siebie fabułę, po co w ogóle ruszał się z domu? Po co siedzieć w niewygodnym, skrzypiącym fotelu, tonąc po kostki w papierkach od cukierków i torebkach po chipsach, po to tylko, aby obejrzeć film, który skwitujemy stwierdzeniem: „Wyobraziłem to sobie o wiele lepiej, a przecież nie miałem nawet scenariusza”.
Oto, co się dzieje, gdy pozwolicie waszemu umysłowi wymknąć się spod kontroli. Ludzie znacznie więcej czasu poświęcają nauce obsługi elektrycznej maszynki do mięsa, niż nauce korzystania z własnego intelektu. Rzadko kto kładzie nacisk na świadome użytkowanie różnorodnych wewnętrznych zasobów. Wszędzie słyszycie, że macie „być sobą” — tak jakbyście mieli jakąś inną możliwość. Wierzcie mi — nie macie. Pewnie można by było zniszczyć wszystkie wasze wspomnienia przy pomocy elektrowstrząsów i w ten sposób przerobić was na kogoś innego, ale oglądane przeze mnie skutki takich zabiegów nie przedstawiały się zbyt zachęcająco. Dopóki więc ludzkość nie wynajdzie jakiegoś skutecznego urządzenia do prania mózgów, będziecie się musieli prawdopodobnie pogodzić z byciem sobą. I nie musi to być wcale zło konieczne, jeżeli nauczycie się wykorzystywać swe możliwości w bardziej efektywny sposób. Do tego praktycznie sprowadza się zastosowanie NLP.

Gdy zaczynałem uczyć NLP, niektórzy ludzie sądzili, że jest to sposób kontrolowania myśli innych osób, mogący nawet powodować ich odczłowieczenie. Twierdzono też, że przeprowadzanie celowych zmian własnej osobowości powoduje, że stajemy się mniej ludzcy. Przeprowadzanie w sobie zmian za pomocą antybiotyków i kosmetyków nie stanowi dla nikogo problemu, lecz w przypadku sposobu zachowania sprawa wygląda jakby inaczej. Nigdy nie mogłem zrozumieć, jak wprowadzenie zmiany, która kogoś uszczęśliwia, może mu jednocześnie odbierać część człowieczeństwa. Natomiast często widzę, jak wielu ludziom udaje się doskonale wyprowadzać z równowagi ich żony, mężów, dzieci, a nawet zupełnie obce osoby, właśnie „będąc sobą”. Czasami zadaję takim osobom pytanie: „Po co być sobą, jeżeli możesz stać się kimś naprawdę wartościowym?” W trakcie naszego spotkania chciałbym was zapoznać z niektórymi wspaniałymi możliwościami przeprowadzania w sobie zmian. Staną się one dla was dostępne, gdy tylko nauczycie się korzystać z waszego umysłu w sposób celowy i świadomy.

Nie tak dawno popularne były filmy, w których światem zawładnąć miały komputery. Pod ich wpływem ludzie przestali postrzegać komputery jako użyteczne narzędzia, a zaczęli widzieć w nich zagrożenie dla pozycji ludzkości w świecie. Jeżeli widziałeś kiedyś komputer osobisty, to wiesz dobrze, że posiada on programy potrafiące zbilansować książeczkę czekową. Jeśli chciałbyś jednak zbilansować ją w ten sposób, zajmie ci to dziesięć razy więcej czasu, niż gdybyś zrobił to odręcznie. Nie dość, że będziesz musiał wpisać wszystkie liczby do książeczki, to jeszcze po przyjściu do domu będziesz je musiał wprowadzić do komputera. Takie właśnie działania prowadzą do odstawienia komputera na bok i przekształcenia go w jeszcze jeden element dekoracyjny.

Kiedy twój komputer jest jeszcze nową zabawką, grasz na nim w różne gry, a gdy ci się znudzi, chowasz go na dno szafy. Podczas wizyty dawno nie widzianych znajomych, wyciągasz go, aby oni z kolei mogli się pobawić. Nie jest to najbardziej efektywny sposób korzystania z niego, ale bezsensowne sposoby użytkowania komputerów nie różnią się zbytnio od bezsensownych sposobów wykorzystywania własnego umysłu.

Ciągle słyszę z różnych źródeł, że człowiek uczy się efektywnie tylko do wieku 5 lat. Nie udało mi się jednak znaleźć na to przekonywających dowodów. Zastanówcie się, ilu rzeczy kompletnie bezwartościowych, nie mówiąc już o tych przydatnych, udało się wam nauczyć pomiędzy piątym rokiem życia a chwilą obecną. Człowiek dysponuje zadziwiającymi zdolnościami przyswajania wiadomości. Jestem absolutnie przekonany — i mam zamiar również was o tym przekonać — że nadal możecie nauczyć się prawie wszystkiego. Jest też jednak i zła wiadomość: tak samo szybko i trwale jak rzeczy przydatnych, uczycie się bzdur niepotrzebnie obciążających wasz umysł.

Kto z was miewa uporczywie powracające myśli? Mówisz na przykład sobie: „Dałbym wiele, aby się tej myśli raz na zawsze pozbyć”. Czyż jednak nie jesteś zdziwiony, że w ogóle się pojawiła? Umysł potrafi funkcjonować naprawdę fenomenalnie, a zachowania, do których potrafi cię zmusić, bywają absolutnie zadziwiające. Głównym problemem mózgu nie jest więc to, że nie potrafi się uczyć. Podstawowym kłopotem jest fakt, że uczy się zbyt szybko i zbyt dokładnie. Najlepszym przykładem tej tezy są różnego rodzaju fobie. To niezwykłe, że jesteśmy w stanie przerazić się za każdym razem, gdy zobaczymy pająka. Nie uda się wam znaleźć osoby obciążonej fobią, która spogląda na pająka i mówi: „Cholera, tym razem zapomniałem się przestraszyć!”. Czy są jakieś informacje, które chciałbyś zapamiętać tak dokładnie, jak ta osoba swoją fobię? Posiadanie fobii jest faktycznie ogromnym osiągnięciem pamięciowym. Jeśli chciałbyś dowiedzieć się czegoś o sposobie nabawienia się tego lęku, mógłbyś odkryć, że został on zapamiętany już za pierwszym razem: tylko jeden kontakt z przedmiotem późniejszej fobii spowodował, że uczucia odczuwane w danym momencie zostały trwale zakodowane do końca życia. Kto z was czytał o Pawłowie, jego psie, dzwonku i tym podobnych historiach? A komu w tej chwili leci ślinka? Aby psa doprowadzić do takiego stanu, trzeba było założyć mu obrożę, dzwonić dzwonkiem i dawać mu jeść kilkanaście razy dziennie. Dla was wystarczającym bodźcem było tylko usłyszenie o tym, a reakcja jest identyczna. Nie jest to może żadna rewelacja, jednak pozwala się zorientować, jak szybko wasz umysł potrafi się uczyć — szybciej niż najdoskonalszy z komputerów. Potrzebna jest wam jednak wiedza na temat samego procesu uczenia się. Posiadając ją będziecie mogli się koncentrować na tym, co naprawdę chcielibyście wiedzieć, jak również będziecie lepiej wykorzystywali czas, przeznaczony na naukę.
Czy znane jest wam zjawisko „naszej piosenki”? Gdy byliście z kimś bardzo wam bliskim, mieliście ulubioną piosenkę, której często wspólnie słuchaliście. Obecnie, za każdym razem gdy ją słyszycie, myślicie o tamtej osobie i doświadczacie ponownie związanych z nią dobrych uczuć. Działa to na podobnej zasadzie jak doświadczenie Pawłowa. Większość osób nie wie, jak łatwo można dojść do takiego utożsamiania dwóch przeżyć lub odczuć oraz jak szybko można do tego doprowadzić stosując pewien określony system działania.

Widziałem pewnego razu, jak psychoterapeucie udało się w ciągu jednej sesji stworzyć agorafobika. Terapeuta ten był miłym, przepełnionym dobrymi intencjami człowiekiem, który naprawdę lubił swoich pacjentów. Miał za sobą lata praktyki klinicznej, mimo to jednak nie miał zielonego pojęcia o tym, co robił. Pacjent, który właśnie wszedł do gabinetu, byt klasycznym przypadkiem agorafobii. Terapeuta kazał mu zamknąć oczy i wyobrazić sobie, jak wygląda świat z dziesiątego piętra. Brrrr…!. Pacjent zamyka oczy, blednie i zaczyna się trząść. „Teraz proszę pomyśleć o czymś, co daje panu poczucie bezpieczeństwa.” Mmmm. „Teraz proszę przenieść się na dziesiąte piętro.” Brrrr…!. „A teraz proszę pomyśleć o jeździe superkomfortowym samochodem.” Mmmm. „… o byciu na dziesiątym piętrze.” Brrrr…!!! ..

Człowiek ten wyszedł z gabinetu bojąc się prawie wszystkiego. To, co zrobił terapeuta byto w pewnym sensie genialne. Zmienił u pacjenta sposób odczuwania, łącząc w jego umyśle określone uczucie z konkretnymi doświadczeniami. Jednak to uczucie, nie byto, moim zdaniem, najszczęśliwiej wybrane. Doprowadził bowiem do przeniesienia paniki ogarniającej dotychczas pacjenta w pewnej konkretnej sytuacji na inne sytuacje, które dotąd zapewniały mu poczucie bezpieczeństwa. Postępując podobnie można uogólnić również pozytywne uczucia. Jeżeli więc terapeuta rozumiałby mechanizm działania zastosowanej przez siebie metody i do uogólnienia wybrał inne, bardziej konstruktywne uczucie, wynik terapii byłby zapewne korzystniejszy dla pacjenta.

Widziałem też podobne sytuacje podczas terapii małżeństw. Żona zaczyna narzekać na coś, co zrobił jej mąż. W tym momencie psycholog mówi: „Proszę patrzeć na męża gdy pani o tym mówi. Musi pani utrzymywać z nim kontakt wzrokowy”. To spowoduje, że wszystkie odczuwane w danej chwili negatywne emocje zostaną trwale połączone z obrazem twarzy męża; za każdym razem gdy żona na niego spojrzy, te uczucia powrócą.

Virginia Satir w terapii rodzinnej wykorzystuje ten sam mechanizm, jednak stosuje go w inny sposób. Najpierw prosi daną
parę, aby pomyślała o wczesnym okresie ich związku, o pierwszych randkach i uczuciach im towarzyszących, a kiedy w ich oczach pojawią się tamte dawne iskierki, wtedy dopiero każe im na siebie patrzeć. Może też wtedy powiedzieć: „I chciałabym, abyś sobie zdał/a sprawę, że patrzysz na tę samą osobę, w której się tak głęboko zakochałeś/łaś dziesięć lat temu”. Uczucia, które w tym momencie zostaną skojarzone z widokiem twarzy współmałżonka zwykle znacznie bardziej przydają się we wspólnym życiu niż te z poprzedniego przykładu. Jedna z par, które przychodziły do mnie, przez jakiś czas była pod opieką innego psychoterapeuty. Jego metody nie przynosiły jednak widocznych rezultatów, gdyż nadal stale się kłócili. Przed podjęciem terapii toczyli wojny w domu, jednak od pewnego czasu odbywały się one tylko w gabinecie terapeuty. Prawdopodobnie stało się tak na skutek słów, które padły podczas którejś z sesji: „Chciałbym, abyście państwo wszystkie złe emocje, wszelkie kłótnie, zachowali na czas naszych spotkań, abym mógł zobaczyć, o co w nich właściwie chodzi”.

Gdy para ta przyszła do mnie, chciała się dowiedzieć, czy ich negatywne uczucia w stosunku do siebie są w jakiś sposób związane z osobą terapeuty lub z jego gabinetem. Poprosiłem ich więc, aby przeprowadzili eksperyment. Okazało się, że gdy poszli do gabinetu pod nieobecność terapeuty, nie kłócili się, gdy jednak sesja z jego udziałem odbywała się w ich własnym domu, niemalże się pobili. Poradziłem im więc, aby więcej go nie odwiedzali. Było to proste rozwiązanie, które zaoszczędziło im wiele czasu i pieniędzy.

Inny z moich pacjentów nie był w stanie zdenerwować się, gdyż natychmiast zaczynał się bać. Można by powiedzieć, że nabawił się fobii związanej z uczuciem gniewu. Jak się później okazało, za każdym razem gdy w dzieciństwie zdarzało mu się okazać złość, jego rodzice dostawali napadów furii, które wywoływały u dziecka paraliżujący strach. Te dwa uczucia uległy skojarzeniu w jego umyśle. Mimo że od jego wyprowadzenia się z domu minęło piętnaście lat, nadal jednak nie przestał reagować w ten sposób. Do świata zmian osobowości trafiłem ze świata matematyki i informatyki. A informatycy to takie stworzenia, które nie chcą, aby cokolwiek w ich pracy dotyczyło spraw ludzkich. Mówią o tym jako o „brudzeniu sobie rąk”. Lubią pracować przy lśniących czystością komputerach, ubrani w nieskazitelnie białe fartuchy. Odkryłem jednak, że nie ma lepszego modelu pracy naszego umysłu, jak właśnie komputer — szczególnie jeśli chodzi o wiedzę na temat ograniczeń w zastosowaniu obu „narzędzi”. Nakłonienie komputera do wykonania nawet niezmiernie prostej czynności, jest prawie tak samo trudne, jak nakłonienie do tego jakiejś osoby.

Większość z was prawdopodobnie wie, co to są gry komputerowe. Zaprogramowanie nawet najprostszej z nich jest dosyć skomplikowane, ponieważ można przy tym korzystać tylko z bardzo ograniczonych mechanizmów komunikacyjnych, jakimi dysponuje komputer.

Gdy podajesz urządzeniu instrukcję wykonania jakiegoś zadania, informacja w niej zawarta musi być uporządkowana i przekazana w taki sposób, aby mogła być przez maszynę przetworzona, „przyjęta do wiadomości” i wykorzystana. Umysł, podobnie jak komputer, nie jest „przyjacielem użytkownika”. Robi dokładnie to, co mu kazano, a nie to, na co właśnie miałbyś ochotę. Wtedy denerwujesz się, że nie zrealizował tego, co ty chciałeś kazać mu wykonać!

Jednym z zadań programisty jest modelowanie i tym właśnie ja się zajmuję. Modelowanie to nic innego, jak zmuszanie komputera do zrobienia czegoś, co mógłby także zrobić człowiek. Jak możesz zmusić maszynę, aby rozwiązała zadanie matematyczne, dokonała analizy graficznej kosztów lub włączała i wyłączała światło w pomieszczeniu we właściwym czasie? Ludzie przecież też potrafią włączać i wyłączać światło lub (rzadziej) rozwiązać zadanie. Niektórzy robią to dobrze, innym czasem się udaje, jeszcze innym nie udaje się nigdy. Celem osoby zajmującej się modelowaniem jest znalezienie najlepszego schematu, według którego można wykonać daną czynność i przedstawienie go w sposób zrozumiały dla maszyny. Nie jest przy tym specjalnie ważne, czy schemat ten obrazuje rzeczywisty sposób, w jaki ludzie wykonują daną czynność. Informatykowi chodzi nie tyle o absolutną zgodność z prawdą, a raczej o to, aby schemat sprawdzał się w działaniu. Takie podejście cechuje również twórców książek kucharskich. Nie interesuje ich pytanie, dlaczego tort czekoladowy jest tortem czekoladowym. Muszą jednak wiedzieć, jakie składniki połączyć razem i w jakiej kolejności, aby to, co powstanie, mogło być bez większych oporów nazwane tortem czekoladowym. Poznanie jednego przepisu nie oznacza wcale, że nie istnieją setki innych sposobów uzyskania tego samego efektu. Ważne jest jednak dysponowanie wiedzą, jak dojść od składników do tortu — krok po kroku. Dobrze jest też poznać sposób na odwrócenie tego procesu: wychodząc od tortu, dojść do poszczególnych składników — na przykład wtedy, gdy ktoś nie chce nam udostępnić swojego pilnie strzeżonego przepisu.

Takie rozbijanie informacji na mniejsze, łatwiejsze do przyswojenia części jest właśnie zadaniem informatyka. Najbardziej zaś interesującymi informacjami, jakie można uzyskać, są dane na temat subiektywizmu innej istoty ludzkiej. Jeżeli ktoś potrafi dobrze wykonać jakąś czynność, chcemy stworzyć model jego sposobu postępowania. Trzeba jednak pamiętać, że model ten będzie również produktem naszego subiektywnego sposobu postrzegania. „Jakie procesy zachodzą w jej umyśle, których ja mógłbym się nauczyć?” Nie mogę dostać w prezencie wieloletniego doświadczenia, z którego wypływa jego biegłość i skuteczność, ale mogę bardzo szybko zdobyć informacje na temat schematu, według którego tak skutecznie funkcjonuje.

Gdy zaczynałem zajmować się modelowaniem, wydawało mi się logiczne, że powinienem sprawdzić, czego do tej pory dowiedzieli się psycholodzy na temat ludzkiego sposobu myślenia. Jednak po zagłębieniu się w psychologię okazało się, że cała ta dziedzina składa się z ogromnej liczby opisów dezintegracji psychiki ludzkiej. Było też kilka mglistych definicji, co to znaczy być „osobą zintegrowaną”, „pełną”, ale głównym nurtem w psychologii były właśnie opisy załamań, krzywd i rozpadu poszczególnych osobowości.

Najnowszy „Podręcznik statystyki i diagnostyki” (wyd. III), używany przez psychiatrów i psychologów, zawiera ponad 450 stron opisów sposobów, w jaki człowiek może się załamać, nie ma w nim natomiast ani jednej strony opisującej zdrowie psychiczne. Na przykład, schizofrenia jest bardzo dobrze widzianym sposobem załamywania się, katatonia natomiast sposobem bardzo nieefektownym. Pomimo ogromnej popularności, jaką w czasie I wojny światowej cieszył się paraliż histeryczny, wyszedł on obecnie zupełnie z mody; spotyka się go jeszcze sporadycznie u emigrantów z odległych rubieży, niezorientowanych w obowiązujących trendach. Trzeba mieć wyjątkowe szczęście, aby natrafić na dobrze zachowany okaz paraliżu. Mnie udało się zobaczyć tylko pięć takich przypadków w ciągu ostatnich siedmiu lat — dwa zresztą sam wywołałem podczas hipnozy. Innym popularnym sposobem załamania się jest przypadek „na krawędzi”. Oznacza to, że nie jesteś jeszcze kompletnym wariatem, ale też nie jesteś już zupełnie normalny — tak jakby komukolwiek na tym świecie udało się jeszcze pozostać normalnym! W latach pięćdziesiątych, po wejściu na ekrany filmu „Trzy oblicza Ewy”, pacjenci z rozszczepieniem jaźni zawsze mieli trzy osobowości. Ale od czasów Sybil, która dysponowała aż siedemnastoma, obserwujemy coraz więcej pacjentów, u których liczba wcieleń systematycznie się pomnaża.

Jeśli uważacie, że dokuczam psychologom, tylko poczekajcie! Widzicie, my, programiści komputerowi, mamy tak nierówno pod sufitem, że używamy sobie, na kim możemy. Każdy, kto przesiaduje przed monitorem komputera przez 24 godziny na dobę, próbując zredukować wszystko, co go otacza do zer, jedynek i piątek, znajduje się tak dalece poza światem normalnych ludzkich doświadczeń, że uważa całe otoczenie za wariatów, sam cały czas będąc tym największym.

Już dawno dokonałem pewnej obserwacji. Zdecydowałem mianowicie, że ponieważ nigdy nie udało mi się spotkać nikogo, kto byłby podobnym do mnie wariatem, zdrowie psychiczne rodzaju ludzkiego nie jest aż tak zagrożone, jak mi się początkowo wydawało. Od czasu tego odkrycia zwróciłem również uwagę, że ludzie funkcjonują w dość szczególny sposób. To, co robią może im nie odpowiadać, ale i tak będą swoje działania konsekwentnie w kółko powtarzać. Nie znaczy to bynajmniej, że są nienormalni; po prostu osiągane przez nich rezultaty znacznie różnią się od ich oczekiwań, a nie wiedzą, że można to zmienić.

Jeżeli potrafisz stworzyć jakiś obraz w swym umyśle, obraz dokładny i szczegółowy, nie zaś mgliste wyobrażenie i angażujesz się w to tak bardzo, że twoje wizje zaczynają dla ciebie nabierać realnych kształtów, masz szansę zostać dobrym inżynierem lub też ciekawym przypadkiem schizofrenika. Jedno przynosi większe zyski niż drugie, ale też nie dostarcza tyle przyjemności.

————————————————————

ZAPAMIĘTAJ!
Postępowanie ludzkie ma pewną określoną strukturę.

————————————————————

Postępowanie ludzkie ma pewną określoną strukturę. Jeżeli uda ci się ją poznać, znajdziesz również sposób na wprowadzenie w niej pożądanych zmian. Będziesz też mógł wskazać sytuacje, w których dany sposób zachowania mógłby okazać się przydatny.

Pomyśl teraz o kimś, kto odkłada wszystko na później. Co by się stało, gdyby użyć tego sposobu zachowania i odłożyć na później złe samopoczucie wywołane niepowodzeniem. „Powinienem się teraz poczuć fatalnie, ale nie mam w tej chwili czasu, zajmę się tym kiedy indziej.” A co by się stało, gdybyś w nieskończoność odkładał zjedzenie tortu czekoladowego i lodów — po prostu nie mógłbyś się jakoś do tego zabrać?

Jednak większość osób nie myśli w podobny sposób. Podstawą większości kierunków psychologicznych jest pytanie „Co się stało?”. Gdy psychologowi uda się już nazwać to, co ci dolega, wtedy najczęściej chce się dowiedzieć, kiedy nastąpiło u ciebie załamanie i co konkretnie było tego powodem. Gdy ma już te informacje, uważa, że poznał przyczyny twojego stanu. Jeżeli przyjmujemy, że ktoś się załamał, następnym naszym zadaniem jest wymyślenie, jak poskładać z powrotem te drzazgi, które z niego zostały i czy w ogóle jest to możliwe. Przy czym psychologów nigdy specjalnie nie interesuje, jak doszło u ciebie do zachwiania równowagi psychicznej oraz co robisz, aby podtrzymać w sobie ten stan.

Inną niedogodnością dzisiejszej psychologii jest to, że bada ona ludzi załamanych, aby dowiedzieć się, jak przywrócić ich do stanu szczęśliwości. To mniej więcej tak, jakby sprawdzać stan wszystkich samochodów na złomowisku, aby dowiedzieć się, jak podnieść jakość nowego samochodu.

Jeżeli przebadasz wielu schizofreników, możesz nauczyć się dokładnie odtwarzać zachowania właściwe dla schizofrenii, nie nauczysz się jednak tego, czego oni nie potrafią robić, np. jak być zdrowym.

Gdy prowadziłem seminarium dla personelu szpitala psychiatrycznego, zasugerowałem im, aby badali swych schizofreników tylko do momentu, gdy dowiedzą się, czego pacjenci nie potrafią robić. Potem powinni zająć się badaniem zdrowych ludzi, aby dowiedzieć się, w jaki sposób dane zadania są przez nich wykonywane, a następnie nauczyć schizofreników tego „zdrowego” sposobu.

————————————————————

PRZYKŁAD

Pewna kobieta miała następujący problem: w kilka minut po wymyśleniu jakiejś historii nie potrafiła już odróżnić, czy zdarzyła się ona naprawdę i była realnym wspomnieniem, czy też była tylko wytworem jej fantazji. Gdy pojawiał się w jej pamięci jakiś obraz, nie miała pojęcia, czy rzeczywiście go kiedyś widziała, czy tylko sobie wyobraziła. Przypadłość ta wprowadzała ja w ogromne zakłopotanie i powodowała strach, o wywołaniu jakiego marzą wszyscy producenci filmów grozy. Zasugerowałem jej, aby wokół obrazów, które sobie wyobraża, namalowała cienka ramkę. Gdy sobie potem dany obraz przypomni, będzie się on wyraźnie różnił od rzeczywistych wspomnień. Spróbowała tak zrobić i okazało się to skuteczne. Gdy tylko powiedziałem jej dokładnie, krok po kroku, jak ma postąpić i gdy zaczęła to praktycznie stosować, była wyleczona. Zastanawiające jest jednak to, że przez ostatnie 12 lat była leczona przez psychologów, którzy na różne sposoby opisywali jej brak równowagi psychicznej. Szukali „głęboko ukrytego sensu lub drugiego dna”. Według mnie panowie psycholodzy w dzieciństwie spędzali zbyt wiele czasu czytając Scherlocka Holmesa. Wprowadzenie zmian w czyimś bądź w swoim zachowaniu nie wymaga aż tak karkołomnych i czasochłonnych zabiegów — trzeba po prostu wiedzieć, jak się do tego zabrać.

————————————————————

Większość psychologów uważa, że komunikowanie się z chorymi psychicznie jest bardzo trudnym zadaniem. Po części rzeczywiście tak jest, ale w znacznej mierze jest to rezultat sposobu, w jaki terapeuta traktuje takiego pacjenta. Jeżeli ktoś zachowuje się nieco oryginalnie, zabiera się go z ulicy, szpikuje lekami uspokajającymi i zamyka w domu bez klamek razem z trzydziestoma innymi podobnie potraktowanymi istotami. Następnie delikwent jest obserwowany przez 72 godziny, po których uczony badacz stwierdza: „Ależ on się dziwnie zachowuje!”. Oczywiście nikt z nas, z badaczem na czele, w podobnych warunkach nie zachowywałby się w sposób co najmniej kontrowersyjny.

Ilu z was czytało artykuł „Normalni ludzie w nienormalnych miejscach”! Pewien socjolog przeprowadzał doświadczenie, w ramach którego grupka młodych, zdrowych, szczęśliwych studentów została przyjęta do szpitali psychiatrycznych, aby tam udawać pacjentów. Wszyscy zostali zdiagnozowani przez nieświadomych eksperymentu psychiatrów jako ciężkie przypadki różnorodnych chorób umysłowych. Większość z uczestników doświadczenia miała potem ogromne kłopoty z wydostaniem się na zewnątrz, gdyż personel medyczny traktował ich chęć wypisania się ze szpitala jako jeszcze jeden z dowodów istnienia choroby. To jeden z lepszych przykładów działania „Paragrafu 22”. Co ciekawe, pacjenci oddziałów, na których przebywali studenci, od początku wyczuli, że są oni najzupełniej zdrowi — tylko lekarze i pielęgniarki upierali się przy swoim zdaniu.

Kilka lat temu, gdy poznawałem różne metody modyfikacji zachowań, psychiatrzy i psycholodzy uchodzili w opinii większości z ekspertów w tej dziedzinie. Mnie się raczej wydawało, że wielu z nich to wspaniałe, pełno objawowe przypadki różnorodnych psychoz, zachowań patologicznych i innych zaburzeń. Czy komuś kiedykolwiek udało się zobaczyć ego? A zespół apatyczno-abuliczny? Każda osoba, która na co dzień w taki sposób się wyraża, nie powinna nazywać innych ludzi wariatami.

Większość psychologów uważa, że katatonicy to prawdziwi twardziele, bo w żaden sposób nie można z nimi nawiązać kontaktu. Siedzą cały czas w tej samej pozycji, a jedyny sposób na przemieszczenie ich w inne miejsce, to po prostu podnieść ich i przenieść.

Jest pewien bardzo prosty sposób pozwalający na nawiązanie kontaktu z katatonikiem. Trzeba po prostu uderzyć go młotkiem w rękę. Gdy podniesiecie młotek, aby powtórzyć ten zabieg, zabierze rękę mówiąc: „Nie rób tego więcej!” Nie będzie to sygnał, że pacjent został cudownie wyleczony, będzie to jednak znak, że pewna forma kontaktu została z nim nawiązana. A to już jakiś punkt wyjścia.

Poprosiłem kiedyś znajomych psychiatrów, aby przystali mi pacjentów, którzy przysparzają im najwięcej kłopotów w terapii. Odkryłem wtedy, że im większe problemy miał dany pacjent, tym lepiej się z nim współpracowało (w przypadku terapii długotrwałej, nie pojedynczej wizyty). Sądzę obecnie, że łatwiej jest pracować ze schizofrenikiem w szczytowym okresie choroby, niż namówić na rzucenie palenia osobę normalną, która nie ma na to ochoty. Zachowanie psychotyka wydaje się być nieprzewidywalne — raz rozmawiacie zupełnie normalnie, a za chwilę musisz zamykać się przed nim w łazience, bo właśnie ma napad szału. Są to jednak tylko pozory. Podobnie jak każde inne zachowanie ludzkie, psychoza funkcjonuje również według określonego schematu. Nawet schizofrenik nie budzi się po prostu pewnego dnia z zespołem maniakalno-depresyjnym. Jeżeli dowiesz się, jak wygląda system, według którego działa jego choroba, będziesz mógł w dowolnej chwili indukować i wygaszać jej napady. Jeżeli nauczysz się tego odpowiednio dobrze, będziesz sam w stanie na zawołanie podobnie się zachowywać. Na przykład, jeżeli kiedykolwiek będziesz chciał dostać pokój w przepełnionym hotelu, nie znam na to lepszego sposobu, niż zafundowanie sobie nagłego napadu manii. Uważaj jednak, żebyś szybko wrócił do normalnego stanu, w przeciwnym bowiem razie możesz dostać pokój o miękkich ścianach i z kratami w oknach.

Zawsze uważałem, że podejście Johna Rosena do psychotyków było i jest najbardziej skuteczne: „Wejdź w świat pacjenta i popsuj mu jego obraz.” Jest na to wiele różnych sposobów, najlepiej jednak zrobić to bez zbytniej ostentacji. Podam wam przykład. Miałem kiedyś pacjenta, który słyszał głos wydobywający się z gniazdka elektrycznego. Głos ten zmuszał go do robienia różnych rzeczy. Doszedłem do wniosku, że jeżeli uda mi się urzeczywistnić jego halucynacje, facet przestanie być schizofrenikiem. Ukryłem więc głośnik w jednym z gniazdek w mojej poczekalni. Gdy pacjent wszedł do pomieszczenia, gniazdko powiedziało mu: „Dzień dobry”. Facet odwrócił się, spojrzał na gniazdko i rzekł: „Masz zmieniony głos”.

Większość ludzi nie doświadcza rzeczywistości, a raczej dzieli z innymi jakąś iluzję na jej temat.

“Jestem nowym głosem. Nie wiedziałeś, że jest nas więcej?” “Skąd się tu wziąłeś?” “A co cię to obchodzi?” I tak nawiązaliśmy kontakt. Ponieważ musiał słuchać poleceń głosu, dawałem mu z gniazdka instrukcje, co ma zrobić, aby zmienić swoje postępowanie. Większość ludzi stwarza sobie jakiś obraz otaczającej ich rzeczywistości i postępuje zgodnie z nim. Ja wolę stwarzać samą rzeczywistość. Nie wierzę w to, że czyjeś załamanie nerwowe jest sprawą ostateczną. Po prostu dany człowiek nauczył się pewnego modelu postępowania i konsekwentnie go realizuje, co, przyznaję, bywa czasem dość zaskakujące.

Większość ludzi nie doświadcza rzeczywistości, a raczej dzieli z innymi jakąś iluzję na jej temat.

Są na przykład ludzie, którzy łapią mnie na progu mojego mieszkania, dają mi komiksy religijne i z całą powagą zapewniają że za dwa tygodnie nastąpi koniec świata. Całkiem otwarcie rozmawiają z aniołami i Bogiem, ale nie są uznawani za wariatów. Jeżeli jednak pojedyncza osoba zostanie przyłapana na rozmowie np. ze Świętym Franciszkiem, jest od razu traktowana jak ktoś niebezpieczny dla otoczenia, zabierana w gustownym, choć niewygodnym ubranku do odpowiedniego szpitala, ogłuszana rozlicznymi medykamentami.

Kiedy więc stwarzacie nową rzeczywistość, pamiętajcie, aby przekonać o jej istnieniu jeszcze paru przyjaciół, w przeciwnym bowiem razie będziecie mieć poważne kłopoty.

Jest to zresztą jeden z powodów, dla których organizuję seminaria NLP. Chcę po prostu, aby jeszcze parę osób zaczęto podzielać moje poglądy na temat tego, co nas otacza; odwlekam w ten sposób dzień, w którym panowie w białych fartuchach zjawią się po mnie.

Wśród fizyków funkcjonuje również taka wspólna koncepcja otaczającego świata. Poza tą środowiskową wspólnotą poglądów nie ma zbytniej różnicy pomiędzy fizykiem a schizofrenikiem. Fizycy również lubią mówić o rzeczach, których nikt nigdy nie widział. Bo czy ktokolwiek z tu obecnych zobaczył na własne oczy atom, nie mówiąc już o protonie czy elektronie? Jest jednak pewna drobna różnica: fizycy, nieco częściej niż schizofrenicy, są skłonni weryfikować swoje wizje, nazywane przez nich „modelami” lub „teoriami”. Gdy któraś z ich halucynacji zaczyna być sprzeczna z nowo odkrytymi faktami, fizycy zazwyczaj łatwiej potrafią zrezygnować z poprzedniego pomysłu i zastąpić go jakimś innym.

Większość z nas uczyła się w szkole, że atom ma jądro, które składa się z protonów i neutronów, a dookoła jądra krążą elektrony jak małe planety. Niels Bohrotrguided nagrodę Nobla właśnie za stworzenie tego modelu. Przez następne 50 lat model Bohra był podstawą ogromnej liczby odkryć i wynalazków, takich na przykład, jak plastik w krzesłach, na których siedzicie. Jednak zupełnie niedawno grono uczonych doszło do wniosku, że atom wygląda zupełnie inaczej niż pan Bohr to sobie wyobraził. Zastanawiałem się, czy wobec tego zabiorą mu nagrodę Nobla, potem jednak dowiedziałem się, że Bohr nie żyje, a zanim umarł, zdążył wydać wszystkie pieniądze z nagrody. Najdziwniejszą jednak rzeczą jest to, że wszelkie wynalazki dokonane w oparciu o nieprawdziwy model atomu nadal istnieją. Plastikowe krzesła nie rozpłynęły się w powietrzu tylko dlatego, że fizycy zmienili zdanie na temat wyglądu atomu.

Fizyka jest zwykle nazywana nauką obiektywną, ja jednak widzę, że teorie fizyczne się zmieniają, a świat pozostaje taki sam. Musi więc być nawet i w tej nauce jakiś element subiektywny.

Jednym z ulubionych bohaterów mojego dzieciństwa był Albert Einstein. Sprowadził on fizykę do stanu, który psychologowie nazywają „kierowaną fantazją” (guided fantasy). Sam jednak używał określenia „eksperyment myślowy”. Wyobrażał sobie, jak to jest, gdy siedzi się na końcu promienia świetlnego i na nim podróżuje. A ludzie cały czas twierdzą, że byt on obiektywnym naukowcem! Jednym ze skutków wyżej wspomnianego eksperymentu myślowego była sławna teoria względności.

Od podejścia Einsteina NLP różni się tylko tym, że my celowo wymyślamy kłamstwa, które pomogą nam zrozumieć subiektywność doznań ludzkich. Gdy zajmujemy się badaniem subiektywności, obiektywizm okazuje się zupełnie nieprzydatny. Przejdźmy więc wreszcie do doświadczeń subiektywnych…

Richard Bandler

Powyższy artykuł jest fragmentem ebooka "Umysł - jak z niego wreszcie korzystać" (http://umysl-bandler.zlotemysli.pl)

Artykuł pobrany z serwisu Artelis.pl
Autorem są ZłoteMyśli